czwartek, 20 stycznia 2011

Globlokalizm czyli po co się spotykać?

Niejednokrotnie spotykam się z pytaniem „po co się spotykać w kawiarni, dzielić się pomysłami, dzielić się wiedzą”? Bo przecież ktoś to może podchwycić, „podsłuchać”, wykorzystać w wyścigu szczurów, wyprzedzić. Egoistyczna chciwość zabija kreatywność i izoluje. Prawdziwa nauka nie może się rozwijać w izolacji. Dlatego m.in. tak wiele uwagi poświęca się zwiększeniu mobilności polskich naukowców: poprzez wyjazdy, Internet i publikacje.

Wiedza jest czymś, co przyrasta, gdy się ją z kimś dzieli, wymienia. Tak jak w bajce o "Stoliczku nakryj się". Trafnie to opisał Ludwik Flech na początku XX., nazywając kolektywami myślowymi. Dzisiaj co prawda słowo „kolektyw” – z powodów historycznych – ma inne zabarwienie, więc niechętni się nim posługujemy. Prawdziwa nauka powstaje w dyskusji: tej nieformalnej jak w kawiarni, w czasie seminariów i konferencji, w formie publikacji, książek itd.

Nasze spotkania są różne i otwarte, bez wstępnego klasyfikowania, wartościowania, bez zbędnego światowego splendoru. Przychodzą ludzie ciekawi wszystkiego i otwarci na nowe kontakty, znajomości, inspiracje.
Niżej przykład ze spotkania z mrągowską pisarką z prowincji i naukowcem z USA. To podkreśla jak bardzo globalizm przeplata się z lokalnością, i jak bardzo łączą się kontanky wirtualne z tymi realno-kameralnymi. Globlokalizm nie jest pustym, akademickim słowem.

St.Cz.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.