niedziela, 20 listopada 2011

Jesteśmy jak elektromagnes czyli rzecz o olsztyńskiej kawiarni naukowej

Olsztyńska kawiarnia naukowa to nieformalne spotkania, od kilku lat odbywające się w różnych mniej oficjalnych i pozaakademickich przestrzeniach (choć czasem spotykamy się na duzych salach wykładowych i laboratoriach uniwersyteckich). Działamy jak elektromagnes - tylko wtedy, gdy płynie prąd. Jeśli znika potrzeba spotkań, brakuje tematów… to po prostu się nie spotykamy, nie piszemy. Cechują nas niskie koszty administracyjnego funkcjonowania: nie ma listy obecności, nie ma składek członkowskich, zebrań sprawozdawczo-wyborczych, raportów i sprawozdań. Koszty funkcjonowania? Każdy płaci ze siebie, nie jest więc potrzebna administracja, skarbnik, księgowość. Kawiarnia ma charakter obywatelski, zdecentralizowany i rozproszony.

Owszem, brakuje formuły prawnej, co utrudnia ubieganie się do dofinansowanie ze źródeł publicznych. Ale jeśli potrzebujemy wsparcia finansowego to zmuszeni jesteśmy na dobrodziejstwo współpracy z innymi sformalizowanymi organizacjami czy podmiotami. Słabość jest siłą, bo prowokuje do poszukiwania i współpracy, tej deficytowej kompetencji. A jakże potrzebnej we wspołczesnym świecie. Zmuszeni jesteśmy do ciągłej innowacyjności i kreatywności.

Łatwo do nas dołączyć, nie trzeba wypełniać deklaracji członkowskiej. Łatwo nas też opuścić – wystarczy zaprzestać przychodzenia na spotkania i aktywności internetowej. Nie trzeba wypełniać formularzy i dokumentów. Działamy tylko tedy, gdy płynie w nas „prąd” ciekawości świata, innych ludzi i chęci dyskutowania. Jak się nam „znudzi”, to niczego nie trzeba będzie rozwiązywać ani publicznie ogłaszać.

Jest wiele stowarzyszeń czy naukowych towarzystw, które po dawnym okresie aktywności… istnieją tylko na papierze, siłą bezwładu. Są prezesi, zarządy i roczne sprawozdania i zero autentycznej aktywności. Stanowiskowe „splendory” są tylko odbitym światłem niegdyś działających ludzi. Istnieją siłą bezwładu a anergii nie starcza nawet na rozwiązanie takich struktur. Pozostaje tylko biurokratyczna iluzja stanowiskowego splendoru, dopisywanego do naukowych życiorysów. Nam to nie grozi, jeśli zabraknie intelektualnej ciekawości i energii do spotkań i dyskusji.

Zatem dołącz do nas w dowolnym momencie. Bez zobowiązań, przyjdź posłuchaj, włącz się do dyskusji, zaproponuj coś od siebie, opowiedz o swoich poszukiwaniach, badaniach naukowych, swoich odkryciach, swoich pytaniach i przemyśleniach. Działamy jak elektromagnes – przyciągając różnych ludzi. Stąd nasze spotkania mają często interdyscyplinarny charakter. Przyciągamy różne środowiska – można więc powiedzieć, że łączenie stolików to dobre porównanie. Daj się „przyciągnąć” – nie grozi ci utrata własnej tożsamości.

Takie niesformalizowane działanie dobrze wpisuje się w ogólną tendencję. Jest coraz więcej grup funkcjonujących podobnie w przestrzeni publicznej. To wizja stylu i sposobu działanie w przestrzeni publicznej XXI wieku, działania mocno pofragmentowanego z wykorzystaniem komunikacji internetowej oraz medialnej. Ale podstawą są bezpośrednie, ulotne a przez to niepowtarzalne spotkania człowieka z człowiekiem.

Inspiracje przenikają do audycji radiowych, telewizyjnych, niektóre treści zostały już zwerbalizowane w podręczniku szkolnym, publikacjach naukowych, książce i innych trwałych śladach. Myśl rodzi się w trakcie nieprzewidywalnych dyskusji. Dołącz do nas, kształcąc w sobie ważne kompetencje XXI wieku, bez względu kim jesteś: studentem, pracownikiem naukowym, osobą spoza środowiska akademickiego poznającą świat w systemie pozaformalnym.
Stanisław Czachorowski

sobota, 19 listopada 2011

Nocne manifestowanie i kulturalne łączenie stolików

W ostatnim czasie coraz więcej olsztyńskich środowisk chce się spotykać w miejscach publicznych i dykutować. Olsztyn Obywatelski można spotkać w "Starym Zaułku", turyści zaczęli spotykać się na swoich Trampach w "Sowie", w "Malta Cafe" od dawna bywają aktorzy. Ciekawe spotkania odbywają się w "Tajemnicy Poliszynela" oraz "Kawiarni Literackiej" w Książnicy.

Do tego spotkaniowego nurtu włączyła się także p. Marcelina Chodyniecka-Kuberska inicjując w "Cafe Młynek" cykliczne spotkania pod nazwą Manifest Night . Gościem drugiego spotkania był dyrektor olsztyńskiego teatru Janusz Kijowski. Intencją spotkania było łączenie kulturalnych środowisk: łączenie stolików, inicjatyw, środowisk, potencjałów. I nie jest tak ważne co z tego wyniknie w długiej perpektywie, wystarczy że było sympatyczne spotkanie z interesującymi ludźmi. Miło posiedzieć w niebanalnym towarzystwie.

Lokale gastronomiczne: puby, kawiarnie, restauracje itd. czy nawet księgarnie dostrzegły w spotkaniach z ludźmi wartość gospodarczą. I słusznie, mało kusząca jest sama oferta konsumpcyjna czy ładne wnętrza. Dobry napój mogę wypić w domu, a wnętrze mieszkania może być urokliwe i unikalne. Co jak nie drugi czlowiek, mogłoby mnie wyciągnąć z domowych pieleszy?

W XXI w. poszukujemy czegoś więcej, poszukujemy spotkania z ludźmi, interesującymi tematami, gorącymi dyskusjami, inspirującymi ideami. Nie chodzi o to, żeby władze miejskie takie spotkania organizowały, ale o to, żeby tworzyły przyjazną przestrzeń publiczną do takich spotkań w parku czy pod dachem. Olsztyn może być turystycznie atrakcyjny ze względu na łatwą do spotkania kreatywność, intelektualny ferment, niebanalne dyskusje.

Odwołam się do 4. punktu z manifestu dyr. J. Kijowskiego "Czytaj książki. Nie oglądaj świata przez ekran telewizora", ale nieco zmodyfikuję, kładąc akcent na drugie zdanie: żadne monitory, telewizory, papierowe książkowe mądrości czy słuchawki nie zastąpią prawdziwego spotkania z żywym człowiekiem, jego emocjami i autentycznością. Nic nie zastąpi muzyki instrumentalnej na żywo, nawet najlepsza technika. Bo spotkanie w cztery oczy, twarzą w twarz jest unikalne, niepowtarzalne i nieodtwarzalne.

St.Cz.


piątek, 18 listopada 2011

Zootechnik z nożyczkami, wiersze i wycinanki


Zootechnik wycinający wiersze? Takie "cuda" to tylko na uniwersytecie. Pracownicy na codzień zajmujący się obliczeniami, aparaturą, mierzeniem, ważeniem, przygotowywaniem zajęć, piszący pisma mniej lub bardziej urzędowe... mają także swoje niecodzienne pasje, daleko odbiegające od zawodowych czynności. Pokłosien wernisażu "Bo piękno jest na to by zachwycało" są kameralne spotkania ukazujące drugą, niecodzienna twarz pracowników uniwersytetu.

23 listopada br. o godz. 17.30, Kawiarnia Moja (ul. Dąbrowszczaków 10), zapraszamy na kameralne spotkanie z mgr inż. Anną Szepelską-Sell z Wydziału Bioinżynierii Zwierząt, autorką trzech tomików wierszy i twórcą niecodziennych wycinanek. W przeności można powiedzieć, że poezja to takie "wycinanie wierszy ze słów i zdań" i komponowanie nowych, estetycznie pięknych znaczeń. Na spotkanie z Panią Anna sugerujemy zabrać nożyczki, kolorowy papier i cienką bibułę. Podczas dyskusji samemu będzie można popróbować swoich wycinankowych sił.

* * * * *

Pochodzę z rodziny o bogatych tradycjach, polegających nie tylko na posiadaniu zbiorów cennych, przeczytanych książek, ale też grze w brydża czy malowaniu porcelany. Moja Mama malowała, szkicowała, pisała wiersze, robiła kilimy na ścianę, tkała małe formaty dywanów. Z wykształcenia była farmaceutką. Tata był z krwi i kości biologiem, parazytologiem. Pracował w Kortowie od roku 1950. Kochał Kortowo, tak ja je kocham. To najpiękniejsze miejsce dla mnie. To mój dom, od roku 1968.

Jestem z wykształcenia zootechnikiem, pracuję na Wydziale Bioinżynierii Zwierząt, w Katedrze Towaroznawstwa Ogólnego i Doświadczalnictwa. Lata 90-te ubiegłego wieku to był mój najbardziej twórczy czas w życiu. Wtedy też tańczyłam (11 lat) w ludowym Zespole Pieśni i Tańca „WARMIA” Olsztyn. Strój ludowy, warmiński, mam do dzisiaj w domu. Uwielbiam folklor w każdej postaci. I chyba w tamtych latach zaczęłam próby z wycinaniem, podpatrując, jak moja Mama to robiła. Tzn. Mama już nie żyje od 2006 roku, ale wtedy nie miałam na to czasu, natomiast próbowałam. Dopiero po odejściu Rodziców miałam czas dla siebie, na wiersze i wycinanki. Wycinanki mojej mamy rozkładałam na „czynniki pierwsze” i krok po kroku poznawałam, jak Ona to wycinała.

Kiedy ja sama spróbowałam – o dziwo wyszło. Mam tą swoją pierwsza wycinankę i pokażę ją na spotkaniu, tak jak wycinanki Mamy.
Co do wierszy, to kocham pisać i chyba powinnam skończyć polonistykę a nie zootechnikę, co nie oznacza, że robię to dobrze. Pierwszym moim mentorem, krytykiem i doradcą był Pan prof. Tulibacki – poeta i filozof. Do tej pory wydałam trzy tomiki wierszy i mam na swoim koncie około 1000 wycinanek, z tym, że sporo ozdobiło dyplomy w nagrodach tanecznych w tamtych latach, kiedy i ja tańczyłam. Poza tym codziennie, dosłownie codziennie, robię około 10 wycinanek, każda jest inna i nie umiem jej powtórzyć. Są to więc absolutnie autorskie wycinanki.
Anna Szepelska-Sell

niedziela, 13 listopada 2011

Od lwowskiej kawiarni do olsztyńskich informatyków

W przedwojennej lwowskiej kawiarni spotykał się wybitny polski matematyk, Stefan Banach, z innymi matematykami, naukowcami, studentami. Dyskutowali, niektóre przemyślenia zapisywali w specjalnym zeszycie. Lwowska szkoła matematyczna wydała wspaniałe owoce. Współczesne sukcesy polskich matematyków ponioć są efektem właśnie tamtej szkoły matematycznej.
Tak więc przynajmniej część sukcesów matematyczno-informatycznych dojrzewała w kawiarni. W Olsztynie, w mawiązaniu do podobnej tradycji z innych miast (barcampy), już od kilku lat odbywją się nieformalne spotkania informatyków pod nazwą "Olcamp". Również w kawiarniach. Miałem okazję drugi raz uczestniczyć w takim spotkaniu. Tym razem w Malta Cafe, 9 listopada br. Ciekawe, co się po latach wykluje z takich spotkań i czy ktoś je będzie wspominał jako źródło inspiracji?
W mięscie akademickim nawet w kawiarniach musi się dziać cos ciekawego...

St.Cz.

czwartek, 10 listopada 2011

Ktokolwiek widział, ktokolwiek czytał…

Wyobraź sobie, że znajdujesz ją w autobusie. Albo na ławce w parku. Wygląda niepozornie, zwyczajnie wręcz… ot, zeszyt w kratkę w sztywnej kolorowej okładce. Jedynie tytuł – „Księga Spotkań” – nadaje owemu zeszytowi jakieś ukryte znaczenie. Nie wiesz, czym jest. Nie wiesz, czy możesz zajrzeć do środka. Nie wiesz, czy to nie jest czyjś żart. Nietrudno teraz trafić do Internetu jako bohater ośmieszającego filmiku bądź zdjęcia zrobionego z ukrycia.

Wahasz się, ale „Księga” kusi swą niezwyczajnością. Zaglądasz do środka, tam zaś natykasz się na kartki zapisane różnym charakterem pisma. Pozdrowienia. Zwierzenia. Zapiski mniej lub bardziej przemyślane. Niektóre podpisane, inne nie. Wreszcie trafiasz na instrukcję-opis, która znajduje się na wewnętrznej stronie okładki. I zaproszenie do udziału w projekcie.

Mam na imię Mira, jestem blogerką i autorką projektu „Księga Spotkań”. Każdego zapraszam do udziału w moim projekcie.

Wielokrotnie już słyszałam pytanie, skąd narodziła się idea „Księgi Spotkań”. Odpowiedź jest w sumie prosta – ze mnie. Z mojej wewnętrznej potrzeby zrobienia czegoś wyjątkowego i wciągnięcia w to jak największej liczby osób równie otwartych i zakręconych jak ja. „Księga Spotkań” jest także wyrazem mojej pogoni za ludźmi, ich historiami, ich refleksjami czy spostrzeżeniami. Szukając pomysłu na projekt blogowy, zastanawiałam się, jak sama zareagowałabym, gdyby w moje ręce wpadła taka „Księga”. Powiem szczerze, byłabym zachwycona. Mnie od dawna bowiem urzekają różne takie inicjatywy/ happeningi/ sama nie wiem, jak je nazwać: batonik pozostawiony na ławce w parku z karteczką „To dla ciebie”. Albo ogłoszenie przyklejone na przystanku z kartkami do wyrwania „Uśmiechnij się”. Ja kocham literaturę i uwielbiam czytać, poza tym zależało mi na informacji zwrotnej. Chciałabym, aby „Księga Spotkań” wróciła kiedyś do mnie wypełniona do ostatniej kartki. Żeby wywoływała uśmiech na twarzy, ale nie tylko. Idea „Księgi Spotkań” oscyluje między dwiema podobnymi „inicjatywami”: pamiętnikami z czasów dziecięcych, do których wpisywało się pamiątkowe życzenia od przyjaciół, kolegów, koleżanek, i wierszyki w stylu „Na górze róże, na dole fiołki…” , oraz między „Księgami skarg i zażaleń”, które królowały w polskich sklepach za czasów PRL-u.

Wysyłając „Księgę Spotkań” w podróż, spodziewałam się zatem wpisów-pozdrowień, cytatów, zwierzeń nawet, ale też wyrazów oburzenia z powodu jakiejś sytuacji, złości na przykład na rząd czy szefa, a może żonę, męża, kolegę czy koleżankę. Liczyłam też na ślady twórczości własnej – jakieś wierszydła, dowcipy niewulgarne, autorskie teksty piosenek, fragmenty prozy…

Ludzie mnie fascynują i „Księga Spotkań” wychodzi naprzeciw tej fascynacji. Jest też formą testu, czy my – Polacy – naprawdę jesteśmy spontaniczni, otwarci i w pewnym sensie przebojowi wobec tego typu inicjatyw. Ciągle wierzę, że tak.

Zapraszam na miraiceti.blog.interia.pl

wtorek, 8 listopada 2011

Entomolog w prowincjonalnym romansie

Czy naukowiec może być bohaterem poczytnego romansu? I jaki to mogłoby mieć związek z popularyzacją wiedzy biologicznej, ścislej entomologicznej? Czy w tle akcji mogą przewijać się całkiem poprawne z naukowego punktu widzenia problemy środowiska, ekologii, migracji gatunków nomatycznych w związku ze zmianami klimatu? Ale czy te biologiczne treści nie uczynia książki nudną?
We wszystkich krajach rośnie znaczenie edukacji nieformalnej i pozaformalnej. Ludzie w coraz większym stopniu zdobywają wiedzę przyrodniczą w codziennym korzystaniu z telewizji, Internetu, książek czy takich interaktywnych muzeów jak Centrum Nauki Kopernik. W jakimś sensie zawsze tak było: zdobywaliśmy wiedzę poprzez codzienne doświadczenie i funkcjonowanie w przyrodzie. Jednak w wieku XXI mamy znacznie słabszy kontakt z przyrodą, ale więcej dowiadujemy się poprzez codzienne media. Niestety w telewizji czy książkach popularnych często roi się do karygodnych błędów. Stąd luki w wykształceniu kompetencji przyrodniczych.

Znaczenie edukacji nieformalnej w społeczeństwie wiedzy dostrzega się w coraz większej liczbie krajów. Wagę tej formy kształcenia ustawicznego docenił nawet Parlament Europejski w 2008 r., formułując zadania w Europejskich Ramach Kwalifikacji: "na każdy poziom kwalifikacji łącznie z najwyższym, można dojść różnymi drogami (nie tylko poprzez edukację szkolną czy akademicką)". Bez wątpienia przyszłością naszej edukacji jest koegzystencja i szeroka współpraca formalnej i nieformalnej edukacji, mimo że w Polsce jeszcze tego zbytnio nie doceniamy.
Naukowcy niezbyt często są słuchani. A to za sprawą zbyt hermetycznego, trudnego i specjalistycznego języka. Konieczna jest sensowna współpraca z dziennikarzami, pisarzami i mediami

Edukacja nieformalna nie jest obowiązkowa, dlatego tak trudno przyciągnąć uwagę i zainteresowanie osób dorosłych. Czy można przemycić treści entomologiczne do poczytnego romansu? Tak, ale tylko we współpracy z pisarzem. Z efektami takiej niekonwencjonalnej współpracy naukowca z pisarką podyskutować będzie można już 15 listopada, na spotkaniu autorskim z mrągowską pisarką Katarzyną Enerlich (w kameralnych spotkaniach z nauką i naukowcami już wcześniej gościła).
15 listopada (wtorek) 2011, godz. 17.30, Kawiarnia Literacka Książnicy Polskiej, Pl. Jana Pawła II 2/3, (vis a vis ratusza, II piętro). Spotkanie poprowadzi Katarzyna Janków – Mazurkiewicz.
"Prowincja pełna złońca" to trzecia już książka o mazurskiej prowincji, miłości i losach Ludmiły. Po pobycie nad Morzem Śródziemnym Ludmiła wraca na swoją mazurską prowincję odmieniona i przekonana, że szczęście to nie tylko miłość. A gdy już przewartościuje wszystko i od nowa ułoży swoje życie, pojawi się ktoś, na kogo wcale nie czekała. I wcale niekoniecznie będa to komary i inne owadzie, krwiopijne bestie. Czy po raz kolejny spotkanie okaże się nieprzypadkowe? Katarzyna Enerlich prowadzi nas do ciekawych mazurskich miejsc nad jeziorami Bełdany, Śniardwy i Mikołajskim, do leśniczówki w Śniardewnie i ruin po dawnym kurorcie w Kulinowie. Przedwojenne pocztówki z kolekcji Wojciecha Kujawskiego i zdjęcia opisywanych miejsc pomogą Czytelnikowi wejść w klimat opisywanej historii. A gdzieś w tle pojawi się naukowiec z UWM.

St.Cz.

poniedziałek, 7 listopada 2011

A tam las czeka nas ...

Tytuł wpisu odnosi się do popularnej piosenki wychwalającej lato, oczywiście gdzieś na Mazurach. Ale żeby piękna przyroda mogła być cudem, trzeba o nią dbać. I to nie od święta ale na codzień. Przekazywanie wiedzy i poznawanie świata od pradziejów odbywało się w dialogu. W dialogu z innymi ludźmi i w dialogu z przyrodą. Dla dyskusji nie jest ważne miejsce tylko otwartość. Nie mamy gajów oliwnych więc od czasu do czasu spotykamy się na łonie przyrody.

Święto Niepodległości, wspólnie ze studentami pedagogiki resocjalizacyjnej i penitencjarnej, uczcimy 12 listopada w Ostródzie, z workami do śmieci na ramieniu (więcej szczegółów). Taki ekologiczny, codzienny patriotyzm - z myślą o lokalnej ojczyźnie, ojczyźnie narodu (Polska), jak i Ziemi, ojczyźnie wszytskich ludzi - realizowanym przez zdawałoby się zwykłe czynności. Wielkie problemy współczesnego świata rowziązać możemy tylko wspólnie. A do tego potrzeba kompetencji pracy zespołowej. Uczymy się sami, przez działanie i dysklusję przy pracy, aby potem uczyć innych. Także z wykorzystanie e-learningu i nauczania pozaformalnego.

Kameralne spotkania czasem bywają mniej kameralne (na planowana "partyzantkę" leśno-jeziorną wybiera się ponad 100 osób) i nie zawsze odbywają się w kawiarni. Kreatywności nic nie jest w stanie skrepować utartymi schematami. W każdej chwili można do nas dołączyć i zaporoponować swoje pomysły i swoją aktywność.

St.Czachorowski
(fot. E. Pawluć)

czwartek, 3 listopada 2011

Nieprofesjonalne spotkania artystycznych na Przystani Kortowskiej

Wernisaż (zobacz szczegóły, i jeszcze tu) nieprofesjonalnych artystów pracowników UWM był znakomitą okazją do spotkania i poznania się. Wcześnej w więszości nic o sobie nie wiedzieliśmy. Przygotowanie wernisażu pozwoliło zobaczyć "ilu nas jest". I tak zrodziła się ciekawość "tych innych" choć takich samych oraz chęć rozmowy. Narodził się pomysł cyklicznych spotkań. Kolejne już 7 listopada na Przystani Kortowskiej (restauracja) o godz. 17.00.

Z pewnością będą kolejne i bardziej autorskie (z indywidulanymi bohaterami). Kameralne spotkania z naukowcami, do których pretekstem jest sztuka...

wtorek, 1 listopada 2011

Staromiejska czyli początki kawiarnianej akademickości w Olsztynie

Listopadowy czas sprzyja wspomnieniom i rozpamiętywaniu przeszłości. Systematycznie opisujemy miejsca, w których się spotykamy lub gdzie tętni popołudniowe i nieformalne życie akademickie. Dzięki pamięci najstarczych bywalców kameralnych spotkań z nauką i naukowcami, docieramy do miejsc i spotkań, które dawno przebrzmiały. Dzisiaj wspominać będziemy najstarszą kawiarnie współczesnego Olsztyna.

Restauracja i kawiarnia Staromiejska to miejsce spotkań, nieprzerwanie istniejąca już od 1956 r. Od samego początku zwabiała zarówno profesorów jak i studentów olsztyńskich uczelni. I dzisiaj tętni życiem, różnorodnymi spotkaniami. Niepowtarzalny klimat tworzy zegar, przepięknie wybijający godziny. Dostojność przemijającego czasu. W rogu fortepian przypomijający lata świetności i intensywność kulturalnych spotkań. Latem zasobny ogródek z widokiem na scenę staromiejską. Tego roku uwagę zwracał akordeonista. Muzyka kameralna, intrumentalna tworzy klimat niepowtarzalnej autentyczności i unikalności.

W początkach olsztyńskich uczelni, poza Staromiejską istniały jeszcze mniej przytulne lokale, ale odwiedzane były przez żaków: "Pod Kogutem", "Pod Trupem" (koło ratusza, zapewne nazwa nawiązywała do istniejącego tu niegdyś cmentarza), "Pod Koniem". Po tych lokalach nic już nie zostało, poza pamięcią najstarszych olsztyniaków. Ale były i inne lokale, bardziej odpowiednie do spotkań: "Teatralna" czy "Warmianka" (zlokalizowana vis-avis dawnego kina Polonia). W latach szećdziesiątych i siedemdziesiątych funkcjonowała "Andromeda" (przy olsztyńkim planetarium), "Parkowa", restauracje: "Nowoczesna", "Kolorowa", czy nie istniejąca już "Pod Żaglami". Potem lokalem "intelektualnych elit" był DŚT (Dom Środowisk Twórczych) czy kawiarnia INKA (bardziej młodzieżowa).

Przez lata zmieniali się pracownicy olsztyńskich uczelni, umierali profesorowie, kształcili się kolejni, a jeszcze szybciej zmieniali się studenci. Staromiejska pozostała i działa do dzisiaj. I my się czasem tam spotykamy na mniej czy bardziej kameralnych dyskusjach.

St. Czachorowski


Ps. zachęcamy do wspomnień (o dawnych olsztyńskich lokalach odwiedzanych przez studetów i pracownikó), które z chęcią umieścimy na naszym blogu.