wtorek, 5 listopada 2013

O potrzebie kawiarni naukowej

(Samowar, jako symbol długiego przebywania przy stole i dyskutowania)
Dlaczego powstała i funkcjonuje kawiarnia naukowa nieformalnego klubu profesorów Collegium Copernicanum w Olsztynie? Podam przykład fizyka, noblisty, R. Feynmana, z dalekiego i nowoczesnego USA. Decyzja Feynmana o pozostaniu na małym, prowincjonalnym uniwersytecie, zamiast przejść do większego i lepiej płacącego, wnikała z autentycznych kontaktów z innymi naukowcami. Tego, że może z pierwszego źródła dowiadywać się o odkryciach, przemyśleniach z innych dyscyplin niż tylko fizyka.  „A ja otrzymałem tę informację natychmiast – facet przybiegł z nią do mnie”. „Moje miejsce jest tutaj, gdzie ludzie z różnych dziedzin nauki będą mi opowiadać o swoich fascynujących odkryciach. Tak naprawdę właśnie o czymś takim zawsze marzyłem” Został w Caltech na kilkadziesiąt lat.

Liczy się nie tylko ogólny prestiż ale także i jakość życia, w tym intelektualnego a nie same wskaźniki ilościowe (publikacji) czy finansowe. My próbujemy tę jakość życia akademickiego odnaleźć w kawiarni naukowej – bez biurokracji, celebry, sprawozdawczości, punktów do dorobku. Chcemy rozmawiać o odkryciach a nie o punktach, rankingach, kategoryzacjach. Chcemy dowiedzieć się co odkryłeś, poznałeś, zobaczyłeś, a nie za ile punktów opublikowałeś. Bo teraz najczęściej słyszymy w murach uniwersyteckich, że ktoś opublikował w czasopiśmie za tyle i tyle puntów, ale ani słowa co to było za odkrycie...

Nic nie musimy. Możemy. I chcemy się spotykać, bo ciekawi jesteśmy świata i rozmowy z innymi. To otwartość na nowe, nieznane i inspirujące.

Potem Feymnan odmówił nawet, gdy zaproponowano trzy razy większe zarobki w Chicago (był juz znany i sławny). Odpisał: „Przy pensji, którą mi proponujecie, faktycznie byłbym w stanie to zrobić [znaleźć sobie cudowna utrzymankę, kupić jej mieszkanie, sprawiać jej drogie prezenty] i wiem, czym by się to dla mnie skończyło. Martwiłbym się o to, co ona robi, kiedy mnie nie ma, w domu miałbym wieczne kłótnie i tak dalej. Z tymi wszystkimi zmartwieniami na głowie byłbym zestresowany i nieszczęśliwy. Opuściłbym się w fizyce, spaskudziłbym sobie życie! To, o czym zawsze marzyłem byłoby dla mnie zgubne, więc uznałem, ze nie mogę przyjąć waszej propozycji”

Uprawianie prawdziwej nauki wymaga nieco wyrzeczeń i doczesnego niedosytu. Wymaga nieco pustelni i życia skromnego, niemalże zakonnego. Wymaga autentycznych kontaktów i rzeczywistej merytorycznej dyskusji. Chyba nie przypadkiem powstały zakony, które później stały się ostoją i źródłem wiedzy w Europie. Uniwersytety to nie fabryki z linią produkcyjną. I patrząc na to, co się teraz na uniwersytetach dzieje (nie tylko polskich, nie tylko europejskich), warto chyba wrócić do korzeni, średniowiecznych i oświeceniowych korzeni.

Dostatek rozleniwia, gnuśność niszczy umysł. Finansowy aspekt czasem odcina od korzeni i początkowych pasji. Współczesna epoka kultury pieniądza oszukuje i unieszczęśliwia także i naukowców, z mnichów i pustelników wiedzy stają się wyrobnikami, parobkami wyścigu szczurów.

My tymczasem od czasu do czasu uciekamy od fabrycznego zgiełku uniwersyteckiego, na średniowieczną Starówkę, pod wyrozumiałe skrzydła opieki Mikołaja Kopernika. Jesteśmy wolni, spotykamy się bo chcemy a nie dla tego, żeby zdobyć punkty. Jesteśmy wolni i niezależni.

Stanisław Czachorowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.