poniedziałek, 31 marca 2014

Fenomen sagi „Pieśń Lodu i Ognia” we współczesności

Pierwszy tom sagi, mający tytuł „Gra o Tron”, zostały wydany w 1996 roku, a w Polsce ukazał się już dwa lata później. Natomiast w 2011 roku ta pozycja została okrzykniętą najczęściej kupowaną książką. Przyczyną takiego nagłego wzrostu popularności książki, pomimo obecności już od prawie dwóch dekad, wynika z powstania serialu bazującej na historii przedstawionej na jej kartach. Obecnie serial jest uważany za jeden z najlepszych a mało kto na początku emisji zdawał sobie sprawę, że historia ta została wykreowana przez Georga Martina wiele lat wcześniej.

Zdobycie popularności, zwłaszcza przez książkę, we współczesnym świecie w ciągu tak krótkiego czasu stanowi duże wyzwanie. Na czym więc polega jej fenomen? Na początek należy zauważyć że współczesnym odbiorcom są przedstawiane historie, nieważne czy to film czy książka, opierające w mniejszym lub większym stopniu na tym samym schemacie i staje się przewidywalna. I właśnie to odróżnia „Pieśń Lodu i Ognia” od innych tworów, charakteryzuje się oryginalnością, innością którym wielu odbiorcom brakowało.

Autor daje nam szczegółowo wykreowany świat razem z jego historią, które stanowią mocne fundamenty na których opierają się rozgrywane wydarzenia. Lodowy Mur na północny, Słoneczna Włócznia na południu, Wolne Miasta za morzem czy Królewska Przystań to tylko przykłady ze świata Westeros.

Kolejnym atutem przemawiającym za sukcesem sagi są liczni bohaterowie. Nie występuje tu typowy podział na bohaterów pozytywnych i negatywnych. Dostajemy szeroką gamę postaci, z których każda posiada zarówno cechy pozytywne jak i negatywne, z przewagą jednych albo drugich. Autor daje nam dostęp do szerokiego wachlarza bohaterów, których się uwielbia, nienawidzi lub uwielbia nienawidzić. Działania poszczególnych bohaterów wpływają na siebie pomimo, iż dzieli ich setki nawet tysiące mil. Dodatkowo autor wykorzystując poszczególne charaktery, neguje stwierdzenie, że dobro zawsze popłaca, honor natomiast to ułuda, a rycerskie ideały są ledwie mrzonką i tylko ładnie brzmią. Dobrym przykładem jest tu postać Eddarda Starka, który postępował uczciwie i honorowo, co ostatecznie doprowadziło do tego że został skazany na śmierć. Nasuwa się przez to wniosek, że aby coś osiągnąć niezbędne jest czasem odstawienie uczciwości na bok i zacząć grać według własnych reguł.

Następną zaletą „Pieśni Lodu i Ognia” jest wielowątkowość fabuły. Każdy wątek dotyczy innej postaci i jest widziany z jej perspektywy. Pomimo że poczynania bohaterów często mają miejsce w różnych częściach Westeros, przeplatają się ze sobą tworząc logiczną i spójną całość.

George Martin tworząc historię Westeros wprowadził nowy, dotąd nie spotykany motyw gry. Wszystkie działania i poczynania bohaterów, wszelkie wydarzenia mające miejsca w Siedmiu Królestwach są skupione wokół jednego, jedynego prawdziwego symbolu władzy, Żelaznego Tronu. W grze o tron nie obowiązują żadne reguły poza jedną: w grze o tron można wygrać albo umrzeć. Część bohaterów są graczami rywalizującymi o sprawowanie władzy a część jest wykorzystywana w charakterze pionków, które niczym na szachownicy można w każdej chwili poświęcić dla osiągnięcia korzyści. Pytanie tylko brzmi: kto jest kim?

Ostatnią cegiełką składającą się na sukces powieści Georga Martina jest klimat średniowiecznej Europy. Pod wieloma względami utwór pasuje do tematyki fantasy lecz lwia część to odwołania do dawnych czasów średniowiecznych. Świat jest brutalny i mroczny, charakterystyczny system feudalny, obraz różnych rodów szlacheckich wraz z ich historią, pokrewieństwami, koligacjami i herbami.

Saga „Pieśń Lodu i Ognia” jest na pewno warta uwagi szczególnie dla osób które poszukują nowej historii nie opartej na wielokrotnie powtarzanym już schemacie.

Tomasz Antonowski

niedziela, 16 marca 2014

Czy postęp jest wartością samą w sobie?

W środę 19 marca 2014 r. zapraszamy do Klubu Baccalarium (Kortowo, przy stołówce studenckiej, wejście od Placu Łódzkiego), godz. 16.45 na dyskusję o postępie. Wprowadzenie do dyskusji - Zuzanna Kunicka (studentka biolotechnologii).

Kilka przykładów zdobyczy współczesnej nauki i techniki, które pozwolą postawić pytanie czy postep jest wartością samą w sobie. Rozwiązania te stwarzane były z myślą rozwiązywania problemów społeczeństwa, z myślą niwelowania chorób, samotności, z myślą by ułatwiać ludziom życie, by ich uszczęśliwiać. Czy stosunek rozwiązanych przez nas problemów do problemów powstałych w wyniku postępu nie jest zbyt duży? Czy przypadkiem postęp nie jest w dzisiejszych czasach tak szybki, że nie mamy czasu na zastanawianie się nad dalekosiężnymi skutkami naszych wynalazków? 

*  *  *

Nauka oraz technika rozwijają się w tempie geometrycznym. Postęp jest niczym kula śniegowa: gdy jest mała jej wzrost jest powolny, a im większa się staje tym szybciej przybiera na swojej objętości. O ile sama kula śniegowa nie jest zagrożeniem sama w sobie, o tyle lawina przez nią wywołana może prowadzić do zagłady ludzi osiedlonych pod górą, z której się obsunęła. Swoisty efekt motyla – mały czynnik powoduje niewyobrażalne zniszczenia. Czy takimi metaforami można określić współczesny postęp nauki oraz techniki?

Postęp medycyny – ochrona dla ludzi czy nowe zagrożenie? 
Postęp medycyny stwarza dla ludzkości wiele nowych możliwości. Dzięki niemu możemy się uodpornić na większość chorób, które dziesiątkowały dawne społeczeństwa. Bardziej higieniczny tryb życia pozwala nam na unikanie potencjalnych zagrożeń ze strony pasożytów oraz drobnoustrojów chorobotwórczych. Wielkim przełomem w dziedzinie medycyny było samo wynalezienie szczepień ochronnych ( XIX w. ) czy antybiotyków (XX w.). Doprowadziło to do uporania się społeczeństwa z powszechnymi problemami związanymi chorobami zakaźnymi, które do tamtej pory były przyczyną chorób oraz śmierci setek milionów osób. Dodatkowo postęp medycyny sprawił, że osoby chore na przewlekłe choroby, które bardzo często są wynikiem mutacji w człowieczym genomie, są w stanie żyć z mniejszymi dolegliwościami oraz na pewno dużo dłużej, niż byłoby to możliwe wcześniej. Są to bardzo pozytywne strony postępu medycyny z punktu widzenia przeciętnej osoby, dla której dzięki tym zdobyczom życie staje się łatwiejsze oraz mniej niepokojące. Jednak czy gdy sięgniemy wzrokiem dalej i głębiej, postęp medycyny ma tylko swoje dobre strony?

Chyba każdy z nas spotkał się kiedyś z alergią na jakiś produkt czy czynnik środowiska. Wiosną, gdy jedni oddychają pełną piersią, ciesząc się zielenią panującą wokół, innym podziwiać ten widok przeszkadzają łzawiące oczy, a radość przerywana jest ustawicznym wycieraniem cieknącego nosa. Winne są niestety geny. Bardzo często alergia ma podłoże genetyczne. Gdy jedno z rodziców choruje, prawdopodobieństwo, że dziecko odziedziczy alergię wynosi 20-40%. Jeżeli oboje rodzice chorują prawdopodobieństwo wzrasta do 30-60%, natomiast gdy rodzice mają alergię na ten sam czynnik dziecko odziedziczy alergię na 60-80%. Jeżeli do tych statystyk dodamy koleje, np. że połowa Amerykanów jest uczulona na co najmniej jeden czynnik alergiczny, albo bliższy nam przykład, że co trzeci mieszkaniec Warszawy jest alergikiem, można stwierdzić, że zbliżamy się nieuchronnie do stworzenia populacji ludzi z nadaktywnym układem immunologicznym.

Alergia jest najmniej poważną z chorób uwarunkowanych genetycznie. Są również inne, bardziej inwazyjne, chociażby hemofilia, której nosicielami jest już 5% populacji rasy białej na świecie. Wiemy już skąd się biorą choroby genetyczne, jaki jest ich mechanizm, ale nasuwa się pytanie dlaczego ludzi chorych na te choroby jest więcej niż kiedyś i dlaczego wciąż ich przybywa?

In vitro – cud nauki i techniki? 
Postęp nauki i techniki dla wielu zwykłych ludzi na pewno jest niemal magią. Przecież gdybyśmy powiedzieli ludziom w XVIII w. że w przyszłości możliwe będzie przeszczepianie tkanek i narządów między ludźmi, czy ludźmi a zwierzętami, popukaliby się w głowę i zastanowili nad naszym zdrowiem psychicznym. Nawet teraz, mimo dobrego poznania biologii i fizjologii pytając przeciętną parę, która poczęła dziecko metodą in vitro, o to czym jest dla nich postęp, odpowiedzą na pewno, że cudem. In vitro stało się dla ludzi dotkniętych chorobą cywilizacyjną jaką jest niepłodność ogromną szansą na posiadanie własnych dzieci, szansą, na nawiązanie niewyobrażalnej więzi z dzieckiem jeszcze nienarodzonym, szansą na spełnienie się w roli matki i ojca, a dla samotnych kobiet szansą na posiadanie potomstwa. In vitro staje się coraz powszechniejszą metodą zapłodnienia ze względu na coraz większy odsetek ludzi bezpłodnych, jest szeroko reklamowane w mediach. Jednak czy takie rozwiązanie niesie ze sobą tylko dobre strony?

Okazuje się, że zapłodnienie in vitro niesie ze sobą szereg zagrożeń, szczególnie dla poczętych w ten sposób dzieci. Związane jest to przede wszystkim z dużo częstszym występowaniem mutacji w genomie zarodków poczętych in vitro niż u dzieci poczętych drogą naturalną. Wiąże się to z częstszym występowaniem u noworodków poważnych chorób, a nawet nowotworów. Czy rzeczywiście możemy pozwolić sobie już teraz na odpowiedzialną ingerencję w strukturę genetyczną tych zarodków? Czy potrafimy wskazać granicę gdzie kończy się zlepek kilku komórek a zaczyna nowe życie? Czy potrafimy odpowiedzieć na pytanie jaki wpływ będzie miało na społeczeństwo zapłodnienie ludzi metodą in vitro? Z jakimi nowymi mutacjami będziemy mieli do czynienia, mutacjami, które powstały przy zapłodnieniu poza ustrojowym? Czy w przyszłości będzie z tego powodu przybywało ludzi bezpłodnych, ponieważ jest to choroba dziedziczna?

Komórki macierzyste – nadzieja dla wszystkich? 
 Manipulacja komórkami embrionów dotyczy nie tylko zapłodnienia in vitro. Jest konieczna również przy pozyskiwaniu komórek macierzystych. Wyhodowanie komórek tkanek organizmu z komórek macierzystych była na pewno wielkim sukcesem współczesnej medycyny oraz inżynierii genetycznej. Stwarza ona wręcz niewyobrażalne możliwości. Wykorzystanie własnych komórek organizmu do naprawy innych uszkodzonych tkanek jest genialną sprawą. Dzięki tej metodzie problem odrzucania przeszczepów byłby zniwelowany ze względu na stu procentową zgodność tkanki przygotowanej do przeszczepu z tkankami naszego organizmu. Jednak pójdźmy o kilka kroków dalej, założymy na chwilę, że postęp nauki doprowadzi do tego, że będziemy w stanie wyhodować niemal każdą komórkę ludzkiego organizmu. Czy, gdy dojdziemy już do wprawy i takie manipulowanie komórkami macierzystymi zostanie skomercjalizowane, czy nie stanie się ono machiną do robienia pieniędzy mniej więcej tak jak in vitro? Czy nie będzie to swoistym lekiem na starość? Co się stanie, gdy za pieniądze będziemy mogli wymienić niemal każdą zestarzałą tkankę na nową, zdrową i młodą dzięki komórkom naszego własnego organizmu? Kto będzie miał monopol na niestarzenie, oraz co ważniejsze – gdzie będzie zaczynała się granica starości?

Facebook – okno na świat i ludzi? 
 Niewątpliwą zdobyczą współczesnej nauki oraz techniki jest Internet. A wytworem ludzi oraz Internetu stały się wszelakiego rodzaju portale społecznościowe, wśród których obecnie niewątpliwy prym wiedzie Facebook. Portale takie reklamowane były jako okno na świat, na ludzi. Dzięki nim możemy poznawać osoby z całego świata, odszukać starych przyjaciół, odnawiać kontakty, bez przeszkód wymieniać się poglądami, dzielić się tym co nas zainteresowało. I tak portale społecznościowe na dobre zagościły w naszym życiu. Obecnie na pewno prawie każdy z nas ma konto na którymś z portalów społecznościowych, niektórzy nawet na kilku. Mamy na nich setki (!) znajomych. Facebook stał się miejscem spotkań, zwierzeń.

(Podwórko w pełni "analogowe",
relacje międzyludzkie są rzeczywiste,
fot. S. Czachorowski)
Ale zastanówmy się jak portale społecznościowe wpływają na samo społeczeństwo. Dzięki facebookowi mamy wrażenie, że uczestniczymy w życiu społecznym, bez ruszania się z czterech ścian własnego domu. Czy nie prowadzi to do nowego rodzaju samotności – samotności w tłumie? Czy nie cierpią na tym nasze umiejętności do nawiązywania relacji międzyludzkich? Czy dalej umiemy rozmawiać ze sobą w „realu”? Czy miejsce okazywanych przez nas emocji nie zajęły emotikony? Czy nie tworzymy na facebooku naszego, często wydaje się nam lepszego alterego? Czy sami nie kreujemy krzywego obrazu własnej osoby? Czy nie łatwiej nam teraz opowiadać o naszych problemach w samotności w wirtualnym świecie?

Wymieniłam wyżej tylko cztery z bardzo licznych przykładów zdobyczy współczesnej nauki i techniki. Stwarzane były z myślą rozwiązywania problemów społeczeństwa, z myślą niwelowania chorób, samotności, z myślą by ułatwiać ludziom życie, by ich uszczęśliwiać. Czy jednak postęp jest wartością samą w sobie? Czy stosunek rozwiązanych przez nas problemów do problemów powstałych w wyniku postępu nie jest zbyt duży? Czy przypadkiem postęp nie jest w dzisiejszych czasach tak szybki, że nie mamy czasu na zastanawianie się nad dalekosiężnymi skutkami naszych wynalazków?

Zuzanna Kunicka

sobota, 15 marca 2014

O roślinach strasznych lecz niegroźnych

Zima. Dominacja szarości i bieli. Tęskno do zieleni, roślin. Niektórzy kochają rośliny, niektórzy w ogóle o nich nie myślą… Rośliny - pod tym pojęciem znajdziemy m.in. definicje, że są to organizmy, wykorzystujące energię promieniowania słonecznego za sprawą barwników asymilacyjnych. Brzmi niegroźnie ani strasznie. A jak inaczej można je opisać, prościej? To organizmy żywe, konieczne nam ludziom do życia, rozwoju. Zaspokajają nasze potrzeby wizualne, patrzenia na coś ładnego. Kojarzą się z czymś miłym, może dobrym, przede wszystkim bezbronnym.

Ale czy tak jest naprawdę? Czy w ogóle możemy mówić o „strasznych” roślinach? Zależy jak na to spojrzeć. „Straszne” mogą być z wyglądu, mogą mieć „straszny” zapach, ale czy mogą nas straszyć w inny sposób? Wydaje się, że nie, a jednak gdy wspominamy o roślinach mięsożernych, owadożernych to od razu przemyka nam przez głowę myśl, że rośliny mogą być choć odrobinę straszne…

Dla mnie ciekawymi przykładami roślin, są rośliny mięsożerne. To grupa ekologiczna roślin, której przedstawiciele wabią i chwytają zwierzęta za pomocą różnie przystosowanych w tym celu liści pułapkowych oraz odżywiają się pokarmem zwierzęcym. Rosiczki rosną na różnych glebach, w większości kwaśnych, piaszczystych, kamienistych i bagiennych. Owadożerność rekompensuje braki składników odżywczych w ubogich glebach – w szczególności przyswajalnego azotu. Wabią swoje ofiary błyszczącymi kroplami słodkiej cieczy, które są wydzielane na szczytach – czułkach porastających powierzchnie liści.

Rosiczka jako roślina owadożerna działa aktywnie. Ofiara wchodzi na liść i lepka substancja ją unieruchamia. Powoli pułapka się zamyka. Wydzielany kwas zaczyna rozpuszczać ciało owada. Miękkie części ciała ofiary zostają strawione, a powstała z nich ciecz – bogata w substancje odżywcze, ulega wchłonięciu przez roślinę. Po strawieniu ofiary liść otwiera się, a pozostałości zwykle są zdmuchiwane przez wiatr. Straszna sprawa… W Polsce jest ich niewiele, jednak zawsze wzbudzają one w człowieku pewne emocje, a to ciekawość, może strach, na pewno zainteresowanie. Każdy chciałby je zobaczyć, dotknąć, sam na własne oczy przekonać się, czy w jakikolwiek sposób zareagują, czy zrobią krzywdę... Człowiek zaczyna się zastanawiać gdzie żyją, ile jest gatunków w Polsce, czy są pod ochroną, czy łatwo je zobaczyć, znaleźć, a właśnie o ciekawość w biologii chodzi, o jej rozbudzanie, zachęcanie do poszukiwań, do zadawania sobie pytań i szukania na nie odpowiedzi. Mnie rośliny owadożerne zainteresowały całkiem niedawno, kiedy zobaczyłam je na żywo, kiedy je dotknęłam, zauważyłam jak reagują. Starłam i nadal staram się zainteresować nimi młodsze pokolenia, pokazując kilka „moich rosiczek”, opowiadając o nich . Czy młodzi ludzie są zainteresowani? Jak najbardziej i pamiętają o nich bardzo długo.

Rosiczki to organizmy bardzo niepozorne, o niewielkich rozmiarach, ktoś mógłby powiedzieć że mało widoczne wśród mchów torfowców, lecz jeśli się je odnajdzie, człowiek jest z siebie zadowolony. Opanowały one środowiska ubogie w sole mineralne, na takim terenie nie mają one prawie żadnej większej konkurencji. W Polsce występuje zaledwie 11 gatunków. Występują na terenach bagiennych, podmokłych więc jeżeli ktokolwiek się interesuje tymi roślinami to wie, że dotarcie do nich nie jest łatwe, ale na pewno możliwe.

Agnieszka Rozwalak
Słuchacz studiów podyplomowych "Nauczanie biologii w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych"
Uniwersytet Warmińsko – Mazurski w Olsztynie

IV wernisaż Grupy ART


!4 marca 2014 r., w nowym otwarciu Klubu Baccalarium, odbył się IV wernisaż prac grupy ART (Artystyczna Rezerwa Twórcza - nieprofesjonalni artyści po godzinach, praciwnicy uniwersytetu). Wystawa pod patronatem JM Rektora UWMN prof. dr hab. Ryszarda Góreckiego zorganizowana została przy wpółpracy Stowarzyszenie Absolwentów UWM i ZNP.

Swoje najnowsze prace pokazali: Marzenia Baniel, Marta Bulik, Stanisław Czachorowski, Danuta Domska, Antoni Jarczyk, Teresa Kosman, Halina Krasińska, Krystyna Kuszewska, Marian Michałowski, Michał Ostrowski, Beata Podwysocka, Tadeusz Rawa, Jolanta Uradzińska, Aleksander Wołos, Krystyka Grabka i Janusz Bieńkowski.

Wiecej zdjęć z wernisażu

Stanisław Czachorowski

Co mnie fascynuje w biologii?

To łaskotanie w brzuchu, 
Którego nigdy się nie zapomni, 
Przybrało ludzką postać … „ 
-autor nieznany- 

Na początku był … zarodek. Maleńkie ziarenko, które nie jesteśmy w stanie dostrzec gołym okiem. Ziarenko, które będzie rozwijało się w łonie kobiety przez 40 tygodni - 10 miesięcy kalendarzowych.

Powstawanie nowego życia jest procesem bardzo skomplikowanym, ale jakże fascynującym: tak naprawdę człowiek powstaje z „niczego” a jego życie zaczyna się już w momencie zapłodnienia. W wyniku połączenia się dwóch komórek tworzy się organizm – nowe życie, które by osiągnąć w pełni dojrzałą postać , musi przebyć długi proces rozwoju. To właśnie ten dziewięciomiesięczny proces rozwoju życia w łonie matki jest najbardziej fascynującym rozwojem w życiu każdego z nas.

Czy tak naprawdę zdajemy sobie z tego sprawę, że w momencie poczęcia otrzymujemy już swoje cechy, talenty i zdolności? To w tym momencie została już przypisana płeć dziecka, kolor oczu i włosów. Faktem jest, iż w dobie dzisiejszych czasów lekarz może na badaniu ultrasonograficznym uchylić rąbka tajemnicy, kogo powitamy na nowej drodze życia, ale czy mamy taką pewność na 100%? Natura jest tylko naturą i zdarza się, że potrafi być nieprzewidywalna…

Ciało matki i dziecka to jedność. Jakże nie nazwać cudem fakt, iż płód potrafi odżywiać się, mimo iż sam niczego nie je. Płód może oddychać, choć w pierwszych fazach rozwoju nie ma przecież jeszcze narządu oddychania, ale co z tego, kiedy płuca wytworzą się, a nie ma powietrza? … Bez obawy, substancja w pęcherzykach płucnych o nazwie surfakant umożliwi mu prawidłowy proces oddychania a łożysko dostarczy tlen i niezbędne składniki odżywcze. A co z moczem? Czy zastanawiamy się nad tym w jaki sposób jest on wydalany? Natura zadbała również i o to. W tym celu, zadaniu musi sprostać płyn owodniowy, układ krwionośny i nerki mamy…

 Jak widać, można śmiało potwierdzić, iż wszystko jest zależne od siebie i tak zaprogramowane, by rozwijało się zgodnie z czasem natury. Dlaczego serce płodu zaczyna bić około czwartego tygodnia? Sama świadomość tego zjawiska powoduje wzruszenie u każdego rodzica a sam odgłos bijącego serduszka wywołuje łzy. Czy mama, która nosi w swoim łonie cud życia wykonując codzienne obowiązki domowe jest świadoma, że akurat w tym samym momencie oczy płodu pokrywają delikatne powieki, które muszą być przymknięte w określonym czasie, by siatkówka mogła się rozwinąć? Kto by pomyślał, że akurat teraz, w danej chwili wykształca się delikatny meszek płodowy, by chronić delikatną skórę małej istotki. Byłoby raczej niespotykane lub nienaturalne, gdybyśmy w rozmowie z naszym mężem poruszały temat lanugo? Myślę, że ta informacja na pewno by go nie zainteresowała.

Powracając do tematu, potwierdza się w dalszym ciągu następujący fakt: wszystko w naturze płodu jest sprytnie skonstruowane. Nasz maluch mimo, iż potrafi zamykać i otwierać usta nie zachłyśnie się wodami płodowymi a wręcz przeciwnie jest w stanie odróżnić ich smak, słony od kwaśnego. Czyżby nadszedł czas na kształtowanie się kubków smakowych na małym języku? Niesamowite jest również to, że ta istotka życia poznaje najpierw tony naczyń krwionośnych czy szmery jelit swojej mamy a za kilka dni czy tygodni jest w stanie zareagować już kopnięciem na różnego rodzaju bodźce zewnętrzne. Nagle pojawia się większa ruchliwość, serduszko zaczyna szybciej bić. Może za głośny krzyk dzieci na placu zabaw, zbyt zimna woda pod prysznicem lub zbyt ostre promienie słoneczne wpływają akurat teraz na reakcje płodu?

Podsumowując: To, co wydaje mi się najbardziej fascynujące a zarazem niesamowite to cud poczęcia - cud rozwoju płodu - cud narodzin. To najważniejszy i wzruszający moment w życiu każdego człowieka…. Bo tak naprawdę czy bywa cud większy niż poczęcie i narodziny dziecka?

Magdalena Szkutnik
słuchaczka studiów podyplomowych z biologii

czwartek, 13 marca 2014

Czarna śmierć w Olsztynie!… Czyli epidemia strachu przed morowym powietrzem



Olsztyński Wehikuł Czasu to cykl czwartkowych spotkań o tematyce historycznej organizowanych w Sali Kopernikańskiej Muzeum Warmii i Mazur pod patronatem Muzeum, PTH Oddziału w Olsztynie, Wydziału Humanistycznego UWM oraz Radia UWM FM.

Na kolejne spotkanie zapraszamy już 13 marca, temat przewodni – „Czarna śmierć w Olsztynie!… Czyli epidemia strachu przed morowym powietrzem” olsztyński wehikuł czasuPrelegent: dr Paweł Letko – historyk z Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych, UWM w Olsztynie.

 Spotkanie poprowadzą jak zawsze dr Andrzej Korytko oraz Marek Jarmołowicz. A urozmaicą multimedia: filmy, nagrania i fotoprezentacje. Serdecznie zapraszamy.


środa, 12 marca 2014

Kawiarnia naukowa i nowa odsłona Baccalarium

Klub pracowników Baccalarium, po remoncie i zmianie koncepcji, wydaje się znakomitym miejscem na spotkania olsztyńskiej kawiarni naukowej. Zachęcające jest wnętrze jak i godziny otwarcia (12.00-20.00). Wstępnie zaplanowanych jest sporo stałych wydarzeń. Ale na razie dominują tradycyjnie rozumiane kulturalne „eventy”. Wyraźnie brakuje jeszcze salonowej nauki, czyli trzeciej kultury.

Program kształtują stali bywalcy. Dlatego na wstępie warto zasygnalizować takie potrzeby jak kawiarnia naukowa. Nie zamiast ale obok dotychczasowych propozycji. W ramowym, wstępnym programie pracy Klubu Baccalarium znalazły się warsztaty fotograficzne, ambitne kinowe pokazy, koncerty kameralne, warsztaty pisania ikon, spotkania emerytowanych pracowników, odczyty i prelekcje, konkursy i przeglądy twórczości amatorskiej itd. Klub jest otwarty na pomysły pracowników. Dlatego i ja ośmielam się publicznie wyartykułować. Emerytowani pracownicy są dużym skarbem – maja ogromną wiedzę i doświadczenie. Nie warto tej wiedzy zamykać w szafie. Po drugie na uniwersytecie jest ewidentny deficyt estetycznych i wygodnych miejsc na interdyscyplinarne spotkania kameralne i dyskusje. Uniwersytet powinien kipieć intelektualnym fermentem. Powinien zwabiać ludzi z miasta, pragnących w tym „fermencie” uczestniczyć. Kulturalne spędzenie czasu w doborowym towarzystwie to nie tylko kawa, herbata, muzyka i szachy.

Nauka jest elementem kultury o czym na co dzień zapominamy. Nauki ścisłe i przyrodnicze zostały zepchnięte na margines kultury popularnej a nawet kultury oficjalnej i tak zwanej wysokiej. Zostały niejako wypchnięte z życia publicznego i zamknięte w swoim specjalistycznym getcie. Nie rzadko humanista z samozadowoleniem podkreśla, że nie zna się na fizyce, matematyce czy biotechnologii. Nieznajomość podstawowych praw naukowych podkreślana bywa z dumą – przecież jestem humanistą! Mi to nie jest potrzebne. Czyżby? Czy można zrozumieć świat wokół nas i samą kulturę bez nawet elementarnej wiedzy przyrodniczej? Znacznie rzadziej można usłyszeć głos scjentysty (przyrodnika), że nie chodzi do teatru, filharmonii czy nie czyta literatury pięknej. Nawet jak nie czyta i nie ogląda, to raczej uznaje to za rzecz wstydliwą i się z tym nie obnosi.

Teraz przyszła „zemsta” ludzi drugiej kategorii w kulturze (życiu kulturalnym, publicznym). Przyrodnicy nie rozumieją humanistyki więc ją eliminują jako nierynkową, zbędną w edukacji zawodowej na poziomie wyższym. Nieporozumienia między przyrodnikami i humanistami biorą się z niezrozumienia i wzajemnego wyizolowania. Najwyższa pora spotykać się i dyskutować, by się wzajemnie zrozumieć i poznać. Po co jest filozofia człowiekowi a po co fizyka i biologia?

Nauki przyrodnicze są częścią kultury, także tej popularnej. Widać to nawet w mediach, tabloidach, internecie. I widać dużo niezrozumienia, pomyłek i elementarnego barku wykształcenia w tym zakresie. Nagminnie, nie tylko dziennikarze ale i akademiccy humaniści, zapisują nazwę gatunkową człowieka jako „homo sapiens” zamiast „Homo sapiens”, i to nawet w książkach wydawanych przez wydawnictwa naukowe. To tylko ilustracja i symboliczny przykład. I idę o zakład, że wielu czytelników nie wie o co mi chodzi, bo co za różnica w tym zapisie? A co za różnica między lud i lód?

Wiek XIX i początek XX były okresem dominacji fizyki. Obecnie mamy wiek biologii. Bo to te nauki wnoszą ogromy inspirujący i prowokacyjny wkład najpierw w filozofię, potem w dyskusje życia codziennego (albo na odwrót). Przykładem niech będą różnorodne spory o ewolucję, wpływ genów na nasze życie czy GMO (organizmy modyfikowane genetycznie). Obecność nauk biologicznych w ostatnich dziesięcioleciach widoczna jest w przestrzeni publicznej bardzo wyraźnie. Niezaprzeczalnie wpływa na naszą kulturę, także tę tradycyjnie rozumianą jak film, teatr, literatura, sztuki plastyczne. Obecność nauki w przestrzeni publicznej to także szkolna dydaktyka czy popularyzacja wiedzy. Prosty język nie oznacza banalnych i nieważnych tematów. Warto uświadamiać sobie różnice w języku. Nauki ścisłe kładą nacisk na precyzję wypowiedzi (stad czasami publikacje naukowe wydają się nudne). Humanistyka kładzie nacisk na estetykę języka (wtedy czasem precyzja wypowiedzi jest zatracana). Warto uświadomić sobie te różnice – wtedy łatwiej o zrozumienie i wzajemną inspirację i przenikanie. I zrozumieć, że takie same słowa co innego znaczą w humanistyce i naukach przyrodniczych.

Gdzie rozmawiać głośno o kulturze? Humaniści sobie, przyrodnicy sobie, w izolowanych kręgach? To bezproduktywne. Pogrzebne są spotkania interdyscyplinarne, by wzajemnie się od siebie uczyć (a najpierw słuchać). Przykładem nowych form jest kawiarnia naukowa, zyskująca coraz większą popularność także i w Olsztynie.

Trzecia kultura, która podobno narodziła się w Ameryce w drugiej połowie XX w., według Johna Brockmana to uczeni i myśliciele badający empirycznie świat. Czyli przedstawiciele nauk przyrodniczych. To naukowcy, którzy dzięki swym pracom i pisarstwu przejmują rolę tradycyjnej „humanistycznej” elity intelektualnej w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania od zawsze nurtujące ludzkość: czym jest życie, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy jaki jest sens istnienia. Zaskakujące jest również to, że często prowadzą dialog z mistycyzmem i religią. Trzecia kultura to swoiste wyjście ludzi uniwersytetów na „ulicę” i bezpośredni dialog ze społeczeństwem. To opowiadanie o tym, co dzieje się w laboratoriach fizyków, chemików, matematyków, biologów, biotechnologów. Wychodzenie poprzez spotkania w kawiarni naukowej, książki popularnonaukowe, blogi, wypowiedzi w mediach popularnych. W kulturze codziennej. W potocznej kulturze zbyt dużo nagromadziło się wyeksploatowanych faktów, dawno już odkrytych, dawnych przemyśleń i konstatacji. Wielu humanistów bezproduktywnie to przetwarza i nie jest to atrakcyjne ani zrozumiałe dla przeciętnego odbiorcy. Zbyt „przetrawiona” kultura potrzebuje nowości, bo wiele intelektualnych „elit” skupiona jest wyłącznie na sobie i na tworzeniu komentarzy do komentarzy czy na krytyce krytyki itd. Można odnieść wrażenie, że wielu humanistom urwał się już kontakt z rzeczywistością, że mówią sami do siebie.

W potocznej kulturze, poszukującej odpowiedzi na najistotniejsze pytania człowieka, wykluczono takie postaci jak Einstein, Bohr, Heisenberg, Feynman, Hubble, Darwin, Margulis, Dawkins. Długie lata oczekiwano, że to humaniści staną się pośrednikami między naukami przyrodniczymi a społecznością. Że przełożą zawiły ale precyzyjny język na piękne i proste słowa, dobrze zrozumiałe dla mas. Uczeni tworzący tak zwaną trzecią kulturę sami chwycili za pióra i językiem prostym objaśniają najbardziej zawiłe aspekty rzeczywistości, bezpośrednio opowiadając o swoich przemyśleniach, wątpliwościach, teoriach i odkryciach. W ten sposób liczne elementy nauki trafiają coraz szerszym nurtem do ogólnej kultury. Bo nauka jest źródłem nowości, niezmiernie ożywczej dla kultury w szerokim sensie.

Jeszcze do niedawna komunikowanie o odkryciach nauki powierzano tak zwanym popularyzatorom, najczęściej dziennikarzom lub osobom spoza głównego nurtu uniwersyteckiego. Bo popularyzacja wydawała się czymś niegodnym porządnego naukowca-przyrodnika. Codziennie na łamach gazet, tygodników, na antenie radia czy telewizji, pojawiają się tematy dotyczące biologii molekularnej, sztucznej inteligencji, teorii chaosu, teorii wszechświata inflacyjnego, kwarków, fraktali, superstrun, bioróżnorodności, nanotechnologii, bioniki, genomiki, cyberprzestrzeni, hipotezy Gai i setek innych.

Trzecia kultura to naukowcy poszukujący autentycznych praw dotyczących ludzi, ich świadomości, struktury Wszechświata a jednocześnie osobiście uczestniczą w badaniach naukowych. Profesorowie piszą językiem prostym o swoich badaniach nie tylko dla szerokiej publiczności ale także dla naukowców innych specjalności. Przyrodniczy piszą dla humanistów (i odwrotnie). Niestety język prosty nie jest ceniony. Bo mętne wypowiedzi uznawane są za trudne, a więc mądre. W ten sposób robi się karierę. Naukowcy objaśniający w prosty sposób koncepcje naukowe ludziom spoza świata nauki, spoza własnej, wąskiej dyscypliny, często traktowani są pogardliwie przez kolegów „z branży”.

Coraz bardziej widać obecność nauk empirycznych w kulturze nawet naszego miasta. A przecież to zjawisko globalne a nie lokalne. Pewien rodzaj wizji naukowych nie ma szansy na zaistnienie w tradycyjnych publikacjach naukowych czy na specjalistycznych konferencjach. Ale filozofujący naukowcy istnieli od wieków, w znaczący sposób wpływając na kulturę ogólną. A jednym z większych współczesnych problemów jest syntetyzowanie wiedzy.

Olsztyńska kawiarnia naukowa Klubu Profesorów Collegium Copernicanum wyrosła z potrzeby spotykania się naukowców różnych specjalności: humanistów i przyrodników a także artystów. Także z potrzeby spotykania się z tak zwanymi "zwykłymi" ludźmi, bowiem łączy nas ciekawość świata. Konieczność mówienia językiem zrozumiałym dla niespecjalistów pomaga w lepszym formułowaniu myśli. Liczymy, że poza spotkaniami na olsztyńskiej Starówce zyskamy nowe, przyjazne miejsce w postaci Klubu Baccalarium. A żeby tak się stało, wystarczy odwiedzać to miejsce.

Stanisław Czachorowski

wtorek, 11 marca 2014

Biblioteka Kulturalna i jadalne kwiaty

(fot. S. Czachorowski)
esteś głodny? Masz na parapecie kwitnące aksamitki lub tymianek? Z tych kwiatów da zrobić się potrawę zaspokajającą zmysły duchowe i cielesne...

Więcej o JADALNYCH KWIATACH dowiesz się na czwartkowym spotkaniu Biblioteki Kulturalnej, gdzie odbędzie się wykład inż. Joanny Kmieć, reprezentująca Koło Naukowe Florystów, działające na Wydziale Kształtowania Środowiska i Rolnictwa naszego Uniwersytetu.

Zapraszamy: czwartek (13.03), godz: 13:30, sala 116, Biblioteka Uniwersytecka UWM w Olsztynie

wtorek, 4 marca 2014

Ruszają Naukowe Czwartki w BayLab!


Dlaczego krew jest czerwona? Jak wygląda noga muchy w powiększeniu? Po co ludziom innowacje? – na te i inne pytania każdy może znaleźć odpowiedź w salonie popularnonaukowym BayLab Warszawa.
Stół multimedialny z aplikacjami o zdrowiu, seria fascynujących doświadczeń, zabawy z mikroskopem – to tylko niektóre atrakcje, na które zaprasza salon popularnonaukowy BayLab. Jego twórca, firma Bayer, ukazuje tu znaczenie nauki dla codziennego życia.

Naukowe Czwartki są elementem programu promowania nauki Making Science Make Sense. Patronat honorowy nad programem objęła Politechnika Warszawska oraz Warszawski Uniwersytet Medyczny.
Nauka jest fascynująca i zmienia nasze życie na lepsze. Wszystkich, którzy chcą się o tym przekonać – szczególnie rodziców z dziećmi - zapraszamy na Naukowe Czwartki w BayLabie.

Science For A Better Life Bayer to międzynarodowa firma działająca w trzech kluczowych obszarach: ochrony zdrowia, środków ochrony roślin i wysoko specjalistycznych materiałów. Bayer, jako firma-wynalazca, wyznacza trendy w obszarze badań. Produkty i usługi firmy Bayer mają na celu przynoszenie ludziom korzyści i ulepszanie jakości ich życia. Jednocześnie, firma Bayer tworzy wartość poprzez innowacje, wzrost i zapewnianie wysokich zysków. Będąc firma odpowiedzialną społecznie, Bayer przestrzega zasad zrównoważonego rozwoju i działa jako odpowiedzialny społecznie etycznie i korporacyjny obywatel . W roku podatkowym 2012, firma Bayer zatrudniała 110,500 pracowników, a wysokość sprzedaży wyniosła 39.8 mld €. Wydatki inwestycyjne wyniosły 2.0 mld €, a wydatki na badania i rozwój kształtowały się na poziomie 3.0 mld €. Więcej informacji www.bayer.com.pl

poniedziałek, 3 marca 2014

Eugenika czyli co mnie fascynuje w biologii ?

Biologia to jedna z największych nauk, zajmuje się badaniem życia. Jest tak obszerną dziedziną, że trudno wybrać jeden aspekt. Jednak mnie w biologii najbardziej fascynuje eugenika, której pojęcie pojawiło się po raz pierwszy w drugiej połowie XIX wieku za sprawą Francisa Galtona kuzyna Karola Darwina. Eugenika z greckiego eugenek, czyli dobrze urodzony, dla jednych jest nauką, dla innych antynauką, niektórzy twierdzą, że to idea czy tylko teoria. Głosiła ona konieczność selektywnego rozmnażania w celu ulepszenia cech dziedzicznych kolejnych pokoleń zwierząt i ludzi. To myśl słuszna czy niebezpieczna?

Galton podzielił swoją teorię na eugenikę pozytywną i negatywną. Celem pozytywnej było wspieranie reprodukcji osobników uznanych za lepsze czy doskonałe, natomiast negatywna miała za zadanie ograniczyć najrozmaitszymi metodami rozmnażanie osobników uznanych za upośledzone fizycznie, umysłowo czy społecznie. Selektywne rozmnażanie nie było wymysłem Galtona, wspominał o nim już Platon, który kilkanaście wieków wcześniej stwierdził, że państwo powinno zajmować się jedynie obywatelami zdrowymi na ciele i umyśle. Natomiast osobnikom, którzy nie odpowiadają tym kryteriom, powinno się pozwolić umrzeć. Zasadami eugeniki kierowali się także starożytni Spartanie, którzy już w chwili narodzin dziecka decydowali o jego losie sugerując się zaledwie wyznacznikami fizyczności. Noworodki słabe czy upośledzone fizycznie zrzucano ze skał lub pozostawiano na obrzeżach miasta na pewną śmierć.

Eugenika fascynuje mnie z kilku powodów. Pierwszy z nich to fakt, że ta idea jak żadna inna w historii doprowadziła do tragedii i śmierci milionów ludzi. Rozpropagowana pod koniec XIX wieku trafiła na podatny grunt w wielu państwach europejskich oraz Stanach Zjednoczonych. Amerykanie jako pierwsi wprowadzili prawa zakazujące małżeństw epileptykom i osobom ograniczonym lub niedorozwiniętym umysłowo. Naukowcy amerykańscy proponowali najrozmaitsze sposoby, aby utrzymać odpowiednią czystość genetyczną. Chcieli ograniczyć imigrację ludności przede wszystkim z krajów Europy południowej i wschodniej. W niektórych stanach wprowadzono prawo sterylizacji osób upośledzonych, które funkcjonowało jeszcze wiele lat po zakończeniu drugiej wojny światowej. Pojawiały się także głosy o konieczności eksterminacji osób „nieprzydatnych”. Na porządku dziennym była także segregacja rasowa szczególnie w południowych stanach USA. Powstały liczne organizacje promujące eugenikę, m.in. Eugenics Record Office, American Birth Control czy Pivot of Civilisation. Gorącym zwolennikiem tej idei był m.in. Aleksander Graham Bell.

W Europie eugenika cieszyła się wielką popularnością, m.in. w Szwecji. Już w 1922r. założono tam instytut zajmujący się higieną rasową. Sterylizacja, która stała się narzędziem w walce o czystą rasę była popierana przez wielu intelektualistów oraz przedstawicieli elity politycznej. Co ciekawe Szwedzi nie zrezygnowali ze swoich praktyk nawet po drugiej wojnie światowej, która ukazała okrutne oblicze tej teorii i sprawiła, że eugenika na długie lata zaczęła kojarzyć się jedynie z barbarzyństwem i największą tragedią w dziejach ludzkości. Szacuje się, że do 1975r. w Szwecji wysterylizowano kilkadziesiąt tysięcy osób. W Polsce w okresie międzywojennym również pojawili się lekarze i naukowcy zafascynowani eugeniką. Powołano Polskie Towarzystwo Eugeniczne, którego przedstawiciele próbowali prawnie wprowadzić przymusową sterylizację np. alkoholików. Pojawiły się także głosy wyrażające zaniepokojenie asymilacją ludności żydowskiej jako czynnika niepożądanego. Jeszcze w kilku państwach europejskich takich jak Norwegia, Finlandia, Szwajcaria czy ZSRR próbowano z różnym skutkiem wcielać teorie eugeniczne w życie. Wszystkie te przedsięwzięcia nie powodowały zorganizowanych sprzeciwów społecznych. Świadczyć to może o nikłej wiedzy na ten temat w ówczesnych społeczeństwach, kryzysie demokracji czy przeświadczeniu braku zagrożenia ze strony propagatorów eugeniki. Możliwe także, że idea ta nie wzbudzała wielkich napięć społecznych, chociaż doprowadziła do okaleczenia dziesiątków tysięcy ludzi, bo nie powodowała jednak ofiar śmiertelnych. Miało się to wkrótce zmienić za sprawą III Rzeszy Adolfa Hitlera.

Na początku lat dwudziestych XX wieku Hitler, odsiadujący w więzieniu w Landsbergu wyrok za nieudany pucz, napisał książkę Mein Kampf. Powołując się na eugeniczne tezy rasistowskie, dowodził, że "rasą panów" są Aryjczycy, w szczególności Niemcy. Słowianie natomiast byli traktowani jako rasa niższa, dobra wyłącznie do prac niewolniczych. Według niego najniższą rasowo i szkodliwą grupą byli Żydzi, których po przejęciu władzy w Europie należało fizycznie zlikwidować. Hitler przejął władzę w Niemczech w 1933r. i mógł niczym nieskrępowany wprowadzać swoje teorie w życie. Eksterminację Żydów poprzedzała akcja T4, obejmująca zagładę osób psychicznie chorych, w czasie której opracowano technologię masowych mordów. Pomysł, w jaki sposób należało pozbywać się upośledzonych dzieci podsunął ojciec niemowlęcia, które urodziło się z niedorozwojem fizycznym i psychicznym. Ojciec w liście skierowanym do kancelarii Adolfa Hitlera prosił, aby temu dziecku udzielono "łaski śmierci". Hitler polecił swemu osobistemu lekarzowi, aby zbadać to dziecko i jeśli informacje okażą się prawdziwe – zabić je. Polecił również szefowi swojej kancelarii, aby w przyszłości podobne przypadki załatwiano w ten sposób. Początkowo dzieci, które uznawano za upośledzone zabijano zastrzykiem w specjalnych ośrodkach. W miarę rozszerzania akcji T4 pozbawianie życia w ten sposób uznano za mało efektywne i rozpoczęto eksperymenty z zabijaniem trującym gazami. Akcją objęto wkrótce osoby chore psychicznie i niepełnosprawne na terenie przedwojennej Rzeszy, a potem także krajów okupowanych. Szacuje się, że tylko w latach 1940–1941, zabito ponad 70 tys. chorych i niepełnosprawnych, w tym także pensjonariuszy szpitali psychiatryczny na terenach okupowanych. Akcja T4, obejmująca zagładę osób psychicznie chorych poprzedziła eksterminację Żydów. Niemcy w ramach czystości rasy wprowadzili restrykcyjne prawo zakazujące małżeństw kobiet niemieckich z Żydami. Wprowadzono sankcje karne za łamanie jego postanowień, zwykle w postaci więzienia lub zesłania do obozu koncentracyjnego. Propaganda nazistowska ukazywała Żydów jako mieszankę rasową, której reprezentanci stanowią element szkodliwy z przyczyn genetycznych. Takie postrzeganie Żydów skłaniało do ich izolowania i eliminowania. Propaganda szerzyła te poglądy, opierając się na rzekomych wynikach badań naukowych, historycznych czy antropologicznych. Gdy Niemcy w 1941r. opanowali już większość Europy, przystąpili do tzw. „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, co oznaczało w praktyce zagładę wszystkich Żydów w Europie. Szczegóły akcji dopracowano i zatwierdzono podczas Konferencji w Wannsee 20 stycznia 1942r. Skutkiem prowadzonej przez Niemców polityki eksterminacji Żydów była śmierć 5–6 milionów osób w gettach i obozach koncentracyjnych i prawie doszczętna likwidacja wielu społeczności żydowskich, w szczególności zamieszkujących Polskę i okupowane terytoria ZSRR. Zginęło wówczas około 90% Żydów zamieszkujących przed wojną kraje Europy Środkowej.

Ta tragiczna lekcja uświadomiła wszystkim zwolennikom eugeniki oraz ludziom, którzy do tej pory nawet nie wiedzieli o jej istnieniu, do czego może doprowadzić jej negatywna odmiana. Sprawiła jednocześnie, że od zakończenia II wojny światowej nikt nie mówił o eugenice inaczej niż jako o zbrodniczej praktyce nazistów. Wszyscy ludzie nauki odcinali się od niej w sposób zdecydowany i jednoznaczny, aby nie narażać się na ostracyzm. Powszechnie zmieniano także nazwy czasopism i instytucji z eugenicznych na genetyczne.

Eugenika fascynuje mnie także z powodu kontrowersji, jakie wzbudza w dzisiejszych czasach. Ma wielu zaprzysiężonych i potężnych wrogów, do których bez wątpienia należy kościół katolicki oraz propagatorów, wśród których znajdują się lekarze czy genetycy. Dla przedstawicieli kościoła katolickiego eugenika to nie przeszłość. Przejawia się dzisiaj w zastosowaniu m.in. zapłodnienia in vitro czy aborcji. Sztuczne zapłodnienie wiąże się nierozerwalnie z selekcjonowaniem oraz niszczeniem wadliwych embrionów. Część pozostałych embrionów wykorzystuje się do celów badawczych a następnie ulegają zniszczeniu. Przeciwnicy tych praktyk twierdzą, że przypomina to selekcję ludzi na rampie w obozie koncentracyjnym. Aborcja w wielu wypadkach łączy się z badaniami prenatalnymi, które pozwalają stwierdzić wady genetyczne płodu. Pozytywny wynik tych badań wiąże się dla przeważającej części rodziców z podjęciem trudnej decyzji o aborcji. Według przeciwników takich badań mogą one doprowadzić do nadużyć i spowodować, że będzie się dokonywało usunięcia ciąży z błahych powodów, czyli na przykład chorób, które bez problemu może wyleczyć współczesna medycyna. Z kolei zwolennicy zapłodnienia in vitro upatrują w nim szansę dla par, które nie mogą spełnić marzenia o dziecku. Kościół stoi na stanowisku, że wszystkie te procedury to niedopuszczalna ingerencja w sprawy boskie. Wypowiedzi niektórych księży dotyczące dzieci poczętych metodą sztucznego zapłodnienia określających je jako mutanty są zaczerpnięte zapewne wbrew intencjom mówców wprost z terminologii eugeniki. Być może wszystkie te kontrowersje wynikają z trudności określenia, w którym momencie pojawia się człowiek? Czy człowiekiem jest już embrion, czy jest nim rozwinięty płód, czy może dopiero noworodek. Jest to pytanie, na które nie mają jednoznacznej odpowiedzi genetycy, lekarze ani naukowcy, jedynie przedstawiciele Kościoła twierdzą, że życie ludzkie powstaje w chwili zapłodnienia. Tutaj należy zauważyć, że poglądy hierarchów kościelnych ewaluowały przez wieki, tylko i wyłącznie dzięki rozwojowi medycyny. Bo trudno sobie wyobrazić, aby mnich czy ksiądz z IX czy XI wieku mógł stwierdzić, że embrion to już człowiek ponieważ nie miał o tym pojęcia.

Eugenika jest fascynująca również dlatego, że jest nieodłączną częścią życia dzisiejszych społeczeństw i świat jest na nią skazany. Wielu ludzi, nawet jej przeciwników, nie zdaje sobie sprawy, że jest jej propagatorami. Tu można podać za przykład umieszczanie ludzi starych w hospicjach. Aż ciśnie się na usta pytanie, czy nie jest to jakaś forma eugeniki? Czy nie jest formą eugeniki umieszczanie przez rodziców nieuleczalnie chorych dzieci w domach opieki i nie interesowanie się ich losem? Nikt także nie użył słowa eugenika, gdy w jednym z duńskich ogrodów zoologicznych zabito samca żyrafy z powodu złego genomu. Nikt także nie używa tego słowa, gdy gdzieś na świecie tysiące ludzi umiera z głodu, bo nikt nie udzielił im pomocy. Nie dziwią już nikogo powstające katalogi dawczyń jajeczek czy katalogi dobrze wykształconych i zbudowanych biologicznych ojców. Eugenika funkcjonuje w systemach prawnych wielu państw ( in vitro, aborcja, eutanazja). Najjaskrawszym przykładem jest tu Belgia, której parlament przegłosował ostatnio prawo do eutanazji dzieci nieuleczalnie chorych. Przyszłe pokolenia będą z niej korzystać w jeszcze większej skali. Rodzice będą mogli ,,zaprogramować” nie tylko zdrowie dziecka, ale także jego płeć, wzrost, kolor oczu czy włosów. Nie można też wykluczyć, że skoro sklonowano zwierzę, ktoś spróbuje sklonować człowieka. Cały czas trwają prace nad wykorzystaniem zarodków ludzkich do wyhodowania zwierząt transgenicznych, których narządy mogłyby być przeszczepiane ludziom. Wszystkie te działania mają swoich zagorzałych przeciwników, ale czy ktokolwiek jest w stanie je powstrzymać? Historia pokazuje, że nie, bo czy można powstrzymać postęp?

Jest tylko jedno pytanie. Czy będziemy szczęśliwsi, gdy wszystkie kobiety będą wyglądały jak lalki Barbie, a mężczyźni będą wysokimi blondynami o niebieskich oczach? Chyba nie, bo cały urok ludzkości polega na tym, że jesteśmy tak różnorodni.

Adam Kurek

 Bibliografia:

  • Musielak Micha, Sterylizacja ludzi z przyczyn eugenicznych w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Polsce 1899 – 1945; Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2008 
  • Szwentnerowa Krystyna, Zbrodnia na via mercantorum, Wydawnictwo Morskie, Gdynia 1968 
  • Chesterton Gilbert Keith, Eugenika i inne zło; tlum. M. Reda, Wydawnictwo Diecezjalne Drukarnia w Sandomierzu, Sandomierz 2011