czwartek, 9 lutego 2012

Dziennikarze i naukowcy - trudne relacje i miłość z zadziorami

Jednym z celów organizowania kameralnych spotkań z nauką i naukowcami, w ciągle wędrującej olsztyńskiej kawiarni naukowej, jest ułatwienie kontaktu dziennikarzy z naukowcami, i odwrotnie. Oba zawody są do siebie podobne. Łączy nas chęć poznawania i opisywania świata realnego. Dziennikarze i naukowcy uprawiają (a przynajmniej powinni) literaturę faktu. Tylko używają zupełnie innego stylu i innej formy literackiej. Pisanie dziennikarskie i naukowe tylko pozornie jest podobne w stylu i formie. Tak jak z podobnymi językami, np. czeskim i polskim, lub polskim i rosyjskim: niemalże identyczne słowa, ale oznaczają coś innego. Dlatego o nieporuzumienie łatwo.
Potrzebujemy się nawzajem. Naukowcy dla dziennikarzy są cennym i wartościowym źródłem informacji. Z kolei media są dla naukowców dobrą formą komunikacji ze społeczeństwem oraz formą uprawiania edukacji otwartej. Dziennikarze i naukowcy nawzajem się uzupełniają i potrzebują. Jest więc miłość. Ale są liczne nieporozumienia, urazy, żale. To są trudne relacje i miłość z zadziorami.
Naukowcy piszą wolno. Wielokrotnie sprawdzając, oddając do recenzji, poprawiając. Cykl wydawniczy trwa stosunkowo długo. Jest duża dbałość o precyzję i jednoznaczność przekazu. Paradoksalnie wielu wybitnych naukowców ma ogromne trudności z napisaniem krótkiego tekstu popularyzatorskiego czy publicystycznego. I nie dlatego, że nie mają o czym opowiedzieć, ale dlatego, że muszą wyjść ze swojego utartego stylu. To tak jakby poecie kazać napisac powieść. Albo odwrotnie. Naukowcy nie rozumieją współczesnych mediów i publicystycznego stylu. Próbują przykładać miarę stylu publikacji naukowej do notatki w gazecie. Dlatego często się obrażają, na ich zdaniem niedokładne wywiady, relacje i informacje prasowe. Co więcej, jesteśmy bezlitośni wobec kolegów i koleżanek wypowiadających się w mediach... bo przykładamy szablon publikacji naukowej do gazetowej publicystyki. Co powiedzą inni, gdy to zobaczą? Boimy się udzielac głosu w mediach...
Z kolei dzienikarze mają żal do naukowców, że ci nie mają dla nich czasu, że nie udzielają szybkich i prostych odpowiedzi, że domagają się autoryzacji prostych tekstów i zwlekają z odesłaniem wywiadu itd. Dziennikarze po prostu nie rozumieją stylu naukowego pisarstwa i przykładają swoją miarę publicystyki do zupenie innego świata. Często nie rozumieją, że swoim niedbałym i niedokładnym przekazem wyrządzają niedźwiedzią przysługę, że ośmieszają swojego informatora w jego środowisku zawodowym. Zbyt często notesy dziennikarzy są puste lub z bardzo krótką listą nazwisk... w rezultacie nadmiernie eksploatują swoich nielicznych naukowych konsultantów-informatorów.
I tak rosną wzajemne urazy... przy jednoczesnej chęci współpracy. Niezbędna jest miłość z rozsądku. Skoro nawzajem się potrzebujemy, skoro synergia naukowo-dziennikarska przynosi dobre rezultaty, to może najwyższa pora nawzajem się poznać i zrozumieć?
Zapraszam do dyskusji tu (w formie elektronicznej - nadsyłając swoje teksty czy wypowiadając się w komentarzach) jak i na spotkaniach w kawiarni. Ciekawość świata i ciekawość innych ludzi jest pierwszy krokiem do... poznania. A w konsekwencji do zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości.
Tylko razem stworzymy dobry przekaz w formie tekstu, audycji radiowej, krótkiego filmu. O dobre wypowiedzi decydują trzy czynniki: 1. mówca przekazujący treści z niesamowitą pasją, 2. informacje mają potwierdzenie naukowe bo to dodaje wiarygodności, 3. wypowiedź ma atrakcyjną formę, czy to literacką, czy dźwiękową czy filmową. Każde ze środowisk umie coś innego. Czy potrafimy się dopełniać i synergicznie uzupełniać? Wiedza jest tym dobrem, które dzielone... nie pomniejsza się a rośnie. Tak jak miłość.
Stanisław Czachorowski

2 komentarze:

  1. I pierwszy przykład: http://naszolsztyniak.pl/90566,Ujawniamy-apel-przeciwnikow-GMO.html
    Zupełnie inaczej było przez telefon, zupełnie inaczej wyszło w gazecie. Można odnieść wrażenie, że naukowcy się spotkali i ze sobą rozmawiali. Ale to taki chyba gatunek literackiej kompozycji i interpretacji. Z jednej strony dobrze, ze takie tematy pod strzechy trafiają, z drugiej źle, bo słowa są twórczo komponowane do własnej treści. Trzeba samemu swój pogląd na GMO opisać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest chyba coś, co zniechęca naukowców (i nie tylko) do kontaktów z dziennikarzami - doświadczenie pokazujące, że nasza wypowiedź zostanie przekręcona przez dziennikarza. Inny problem to zmierzenie się z dziennikarzem, który chce, żeby potwierdzić jego tezę.

      Trochę z innej beczki (ale tylko trochę). Słuchałam dziś w Polskim Radiu wywiadu z jakimś specjalistą, profesorem zajmującym się kosmetykami. Odpowiadał na pytanie, czy lepszy jest dla skóry dezodorant w sztyfcie czy w kulce. Mówił, że nie ma różnicy i dostawał ponownie to samo pytanie, bo odpowiedź nie była zadowalająca. Zniechęcił się chyba, sądząc po głosie :) Dodatkowo zawalczył z określeniem "pory skóry" i z teorią o szkodliwości parabenów. Profesor był dzielny, a dziennikarka zaskoczona tym, jak bardzo informacje pochodzące od gościa odbiegają od internetowych porad i marketingowej sieczki :)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.