poniedziałek, 28 grudnia 2009

Przychodzi naukowiec do dziennikarza

Dziennikarze i naukowcy dość zgodnie wyrażają przekonanie, że ich współpraca nie układa się najlepiej, ale są jednomyślni chyba tylko w tej kwestii. Najistotniejsze rozbieżności łączą się ze wskazywaniem strony odpowiedzialnej za trudne relacje. Dziennikarze winią pracowników naukowych, a naukowcy nie wyrażają się najlepiej o współpracy z ludźmi mediów. Prawda – jak to często bywa – leży gdzieś pośrodku.

Pisałam już, co mogą zrobić dziennikarze, by poprawić relacje z naukowcami (między innymi chodzi o poznawanie się, zdobywanie zaufania, o budowanie bogatej bazy kontaktów), a co z naukowcami? Być może w ogóle nie należy stawiać takiego pytania? To praca dziennikarzy polega na pozyskiwaniu informacji, na budowaniu dobrych relacji z osobami, które mogą pomóc w realizacji tematu, w tym z ludźmi nauki.
Dlaczego naukowcy mieliby dbać o kontakty z dziennikarzami? To już nie jest takie oczywiste. Dziennikarze dzwonią zazwyczaj w najmniej odpowiednim momencie, proszą o spotkanie natychmiast albo jeszcze szybciej, oczekują od rozmówcy potwierdzenia założonej tezy, wycinają fragmenty wypowiedzi tak, że później trudno jest poznać swoją opinię. Zniechęca to do odbierania telefonów z redakcji.

Relacje z dziennikarzami będą układały się bardziej pomyślnie, jeśli zrozumiemy, że pracują oni pod presją czasu i czekanie na odpowiedź nie jest ich ulubionym zajęciem. Warto też zwrócić uwagę na to, by wypowiedzi dla mediów były krótkie – one i tak muszą zostać odpowiednio zmontowane. Lepiej powiedzieć jedno zdanie i później usłyszeć je w całości, niż wygłosić dziesięć i mieć nadzieję, że dziennikarz wybierze właściwe.

Tym, co każdemu może pomóc w kontaktach z dziennikarzami, jest też znajomość prawa prasowego (Ustawa z dnia 26 stycznia 1984 r.) – warto zacząć od lektury tego dokumentu, by uniknąć nieporozumień.
Wielu przedstawicieli mediów (w tym mediów lokalnych) twierdzi, że redakcje są otwarte na współpracę z naukowcami, mogą na przykład publikować teksty ich autorstwa. Niewiele osób decyduje się jednak na takie działania, postrzegając je jako stratę czasu. Podobnie jest z informowaniem dziennikarzy o tym, co dzieje się na uczelni czy z odpowiadaniem na ich pytania. Pracownicy naukowi nie wiedzą, komu i czemu miałoby to służyć (poza tym, że służy dziennikarzom i mediom).

Jednym z powodów, dla których warto, by naukowcy pojawiali się w mediach, jest przedstawianie własnego punktu widzenia, własnej interpretacji tego, co dzieje się w szkolnictwie wyższym. Kiedy „Gazeta Wyborcza” opublikowała cykl artykułów pod hasłem: „Wyższa Szkoła Wstydu”, w środowisku akademickim zawrzało z oburzenia, ale niewiele osób zdecydowało się zabrać głos w debacie. Jeśli czytelnicy coś z niej zapamiętają, będą to zarzuty gazety, opinie dziennikarzy, a nie stanowisko naukowców.

Ważną kwestią jest kontaktowanie się z mediami, żeby poinformować o osiągnięciach naukowych czy o ciekawych wydarzeniach w środowisku akademickim. Publikowanie informacji na ten temat jest istotne i dla mediów, i dla uczelni, i dla lokalnej społeczności. Mieszkańcy miasta uniwersyteckiego często mają złą opinię zarówno o poziomie kształcenia, jak i o pracy naukowej, choć o jednym i drugim niewiele wiedzą, bo brakuje informacji na ten temat (a jeśli są, można odnieść wrażenie, że mają stronniczy charakter).

Warto też, by naukowcy dostrzegli nowe medium – internet. Kto nie ma ochoty pukać do drzwi redakcji, może stać się właścicielem własnego narzędzia przekazu. Blogi, fora dyskusyjne, a nawet telewizja internetowa – to tylko przykłady środków, jakie naukowcy mogą wykorzystać, by promować siebie i swoją uczelnię oraz dyskutować o sprawach dla nich ważnych. Gdyby trudności we współpracy z dziennikarzami miały być jedyną przeszkodą w realizacji tych zadań, to przecież można uniezależnić się od ich pośrednictwa.

Marta Więckiewicz

Tekst źródłowy: http://www.wieckiewicz.net/2009/12/trudne-relacje

poniedziałek, 21 grudnia 2009

W Lublinie też są kawiarnie... zadymione!

W Lublinie też jest ładne miasteczko akademickie, gdzie blisko siebie trzy uczelnie i liczne akademiki. Niegdyś powstałe na skraju miasta, teraz wchłonięte przez miejską zabudowę. Akademiki odróżniaja się od bloków licznymi klubami studenckimi. Bliskie sąsiedztwo trzech dużych uczelni tworzy ciekawy klimat. Ale gdzie się spotkać na uczone lub towarzyskie rozmowy? Kluby studenckie - tak jak w Olsztynie - z głośną muzyką i zadymioną atmosferą. ..

Tworzenie publicznej przestrzeni, estetycznej i przyjaznej na spotkania z naukowacami i nauką, to problem nie tylko Olsztyna. A wszystko zaczyna się od dostrzeżenia potrzeby. Na atrakcyjność studiowania składa się także wspomniana przestrzeń publiczna, gdzie student z profesorem spotkać się i dyskutować może. W tejże przestrzeni publicznej zaistnieć mogą sytuacje edukacyjne, ważne dla jakości ksztacenia uniwersyteckiego.
St.Cz.

piątek, 18 grudnia 2009

Domena publiczna ... w kawiarni

Domena publiczna i zasoby open source znakomicie mieszczą się w misji uniwersytetu. Z wielką przyjemnością rozmawialiśmy o powstającym pomyśle UTUTI. W jakimś sensie jest to elektroniczne wcielenie starych ideałów uniwersytetu jako wspólnoty uczących i nauczanych, wspólnego poszukiwania prawdy, dzielenia się wiedzą w trakcie tych poszukiwać. Twórca i pomysłodawca na wczorajsze spotkanie (17 grudnia) przyjechał.... z Wilna. Kameralne spotkania - tak jak sama nauka - nie znają granic :).

Kawiarniany stolik, to przede wszystkim spotkanie i dyskusja, w czasie których rodzą się najróżniejsze myśli (tak jak w mózgu - ututi). Jest to spotkanie studentów i "profesorów", niekoniecznie z tytułami.

Kameralne spotkania z nauką i naukowacami w kawiarniach nie są wcale "profanacją" i ujmą. Bowiem jak trafnie zauważył prof. Dąbrowski "naukę należy uprawiać, a nie celebrować". Na tych spotkaniach można zobaczyć (i współuczestniczyć) jak w dyskusjach rodzi się książka (np. ta, dotycząca traktu niborskiego), jak rodzi się akademicka przedsiębiorczość i innowacyjność (m.in. spotkanie z Fabryką Innowacji), czy jak rodzi się ciekawy i interaktywny portal UTUTI.

Myśli rodzą się w dyskusji. Padają jak ziarno w glebę, część zjedzą ptaki, część wyschnie, a część wykiełkuje i dobiero po jakimś czasie zobaczyć będzie można "plon". Ale spotkania kameralne z nauką to także wielka przyjemność rozmowy z ludźmi pełnymi pasji, zangażowania, pomysłów. Dalekie jest to od napuszonej celebry a bliskie autentycznego uprawiania nauki. I co najważniejsze, kameralne spotkania z nauką są open source - bezpłatne i dla wszystkich (wstęp wolny, bez względu na stopnie, wykształcenie czy specjalność).

St.Czachorowski

"Wizję UTUTI można sprowadzić do 4 punktów:

  • wszystkie materiały do studiowania w jednym, ogólnodostępnym miejscu;
  • wykładowcy dzielą się swoimi notatkami (konspektami z wykładów) publicznie;
  • studenci robią notatki nie tylko dla siebie;
  • powszechny dostęp do wiedzy i intensywna komunikacja między studentami podnoszą jakość kształcenia.

Właśnie dlatego UTUTI nie został stworzony dla gotowców i ściąg... Po prostu, chcemy by każdy miał z czego się uczyć."

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Serwisy popularnonaukowe kluczowe we wspieraniu innowacyjności

"Dziś badania naukowe to klucz do sprostania wyzwaniom zglobalizowanego świata. W Polsce istotną rolę we wsparciu innowacyjnych działań mają do spełnienia nie tylko uczeni, ale i dziennikarze. To oni powinni przybliżać społeczeństwu istotę prowadzonych badań i ich potencjalne znaczenie dla rozwoju cywilizacyjnego i gospodarczego - ocenia prezes PAN prof. Michał Kleiber w rozmowie z serwisem Nauka w Polsce" (zobacz cały tekst).
Spotkania kameralne z nauką na olsztyńskiej starówce dobrze wpisują się w ten trend rozszerzania wspołpracy z dziennikarzami i wspólne upowszechnianie (popularyzajcę) nauki.

piątek, 11 grudnia 2009

Podzielić się wiedzą

Jako namiętny czytelnik praktycznie wszystkiego (słowo honoru, jestem czystą odmianą mola książkowo-prasowego), nie tak dawno śledziłam medialny przebieg debaty nad jakością i duchem polskiego szkolnictwa wyższego. Podsumować można by tak: wykładowcy są wredni, studenci - leniwi, system - kiepski i stoimy nad świeżo rozkopaną mogiłą polskich uniwersytetów...
W tym miejscu wypadałoby westchnąć z nostalgią i przywołać w pamięci czasy świetności chociażby bliskiej nam geograficznie Albertyny. Wykładowcy byli genialni, studenci skrupulatni i bardzo pracowici, a system nauczania tak wspaniały, że nade wszystko warto było sprzedać ze 300 włók rodzimego ugoru razem z osiadłym na nim chłopstwem aby dziedzica do Prus wyprawić i w bibliotece tej wspaniałej uczelni kark uginać zmusić.
Piękne to były czasy, tyle że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Równie dobrze można by i dziś znaleźć zarówno sporą rzeszę genialnych naukowców-dydaktyków jak i błyskotliwych studentów, a w owych odległych dziejach, w „duchu uczelni” doszukać się nepotyzmu, głupoty jak i nadzwyczajnej obłudy.
Wierzę jednak, że dopóki sedno idei uniwersyteckiej, (czyt. studenci) będą chcieli się uczyć, zdobywać, odkrywać, dzielić się, spierać, dywagować na miarę warunków i okoliczności epoki – uniwersytet nie zginie. A że chcą i próbują - to rzecz pewna.
W tym miejscu chciałabym zaprezentować Państwa uwadze i zachęcić do dyskusji nad pewną inicjatywą studencką, która w moim przekonaniu, zawarła ciekawy „smaczek” studiowania, umiejscowiony w realiach współczesnej epoki. Studenci organizują się, żeby się dzielić… wiedzą!
Polecam lekturę strony http://ututi.pl/about a 17 grudnia zapraszam do Kawiarni „Moja” na dyskusję o dzielących się notatkami studentach i wykładowcach.

Z pozdrowieniami, Eryka Kuszlewicz-Masiak

piątek, 4 grudnia 2009

Poszukiwanie przestrzeni do dyskusji


Systematyczne spotykanie się w lokalach "gastronomicznych" na olsztyńskiej starówce, w formule kameralnych spotkań z nauką, mają już swoją roczną historię. Z tej okazji przypomnienie swoistej "deklaracji ideowej", ku refleksji i zastanawianiu się co dalej. Roczny eksperyment jest chyba wystarczający, aby odpowiedzieć sobie na pytania: "czy warto", "czy jest sens" i "czy warto kontynułować i co ewentualnie zmienić". Zapraszam do dyskusji zarówno wirtualnych jak i "kawiarnianych".

Jako przyrodnik interesujący się zmianami w otaczającej nas przyrodzie, często przeszukuję różnego typu opracowania historyczne, mapy, książki itp. Ale w podręcznikach historycznych nie znajduję zbyt wielu interesujących mnie danych. Na kartach książek traktujących o przeszłości sporo jest relacji z wojen, spotkań politycznych. Jest wiele o królach, generałach, wojnach i granicach. Tak jak w dzisiejszych mediach: historia spływa głównie krwią i sensacjami. Z życia codziennego dowiedzieć się zazwyczaj można jedynie o epidemiach, pożarach i powieszonych czarownicach.
A mnie interesuje stopień wylesienia naszego regionu, kiedy i jakie jezioro wyschło, kiedy bagno osuszono, jak długo po wojnach i epidemiach pola leżały odłogiem. Co dawniej żyło w jeziorze, co w lesie i co w trawie piszczało. Ile i jakie gatunki dawniej u nas występowały, które i kiedy wymarły a które skąd i kiedy do nas przybyły? Grzebiąc w archeologicznych śmietnikach oraz czytając dawne pamiętniki, wiele można wyczytać o stanie ówczesnej przyrody.
Dlaczego przyrodnik interesuje się historią, w szczególności powszechną? To proste, aby zrozumieć głębiej procesy przyrodnicze zachodzące na poziomie ekosystemu i aby nauczyć się stosownie działać dla przyszłości. Przecież historia magistra vitae, także dla przyrodnika.
Obecnie dość dużo uwagi poświęcamy zmianom klimatu i zastanawiamy się jakie one skutki przyniosą zarówno przyrodnicze jak i gospodarcze. I co należałoby przedsięwziąć, aby zapobiec w miarę możliwości negatywnym skutkom.

Wiedza to niełatwa. Świadczą o tym liczne błędy jakie do tej pory uczyniliśmy w ochronie przyrody. Na przykład w Ojcowskim Parku Narodowym. Chcąc chronić unikalną roślinność kserotermiczną, w pierwszym odruchem było usunięcie wypasu bydła i owiec, żeby zwierzęta nie wydeptywały i nie zjadały tych rzadkich roślin. Po kilkunastu latach okazało się, że na łąkach pojawia się las, a chronione rośliny zielne znikają, bo jest im za ciemno i za zimno. Po żmudnych badaniach udało się ustalić, że wspomniane ekosystemy ukształtowały się na skutek wielowiekowego wypasu i gospodarki ekstensywnego rolnictwa. Krowy i owce do parku wróciły.
Zamiast więc czekać kilkadziesiąt lat na skutki dzisiejszych poczynań, lepiej jest analizować historię naszego gospodarowania na Warmii i Mazurach w okresie ostatnich… 10 tysięcy lat.

Kłopot w tym, że i kronikarzy było mało oraz w tym, że historyków bardziej interesowały granice administracyjne, wojny i spotkania monarchów. Niełatwo więc nawet między wierszami poszukiwać.
I nie łatwo wybrać gatunki, które będą mogły służyć jako bioindykatory "zdrowia" ekosystemu, (tak jak termometr służy do pomiaru temperatury). Niezbędne są dyskusje i badania interdyscyplinarne. Aby historyk nauczył odczytywać przeszłość z dokumentów a przyrodnik wiedział jakich informacji w mrokach wieków szukać. Na uniwersytecie o takie interdyscyplinarne spotkania nie powinno być trudno. Tylko jakie miejsce do tych spotkań wybrać, kiedy u nas nie ma gajów oliwnych (bo nie ten klimat)? Są za to liczne kawiarnie, restauracje, puby. One są także dla ludzi, którzy mają coś więcej niż tylko przewód pokarmowy.

Stanisław Czachorowski
Tekst napisany rok temu i ukazał się w styczniowych Wiadomościach Uniwersyteckich

czwartek, 3 grudnia 2009

Kawiarniane poszukiwanie Doliny Krzemowej w Olsztynie

Olsztyn zazwyczaj kojarzy się z prowincją. Czy poważny biznes, zasobny w pieniądze, miałby tu czego szukać? Tym bardziej w kawiarni? Dziejsze spotkanie (3 grudnia) pokazało, że tak.

Tematem spotkania była Synergia grupowa i fabryka innowacji, a głównymi gośćmi panie: Magdalena Ben-Rynkiewicz i Agnieszka Kawka z Centrum Innowacji i Transferu Technologii UWM w Olsztynie. Opowiadały o projekcie "Fabryka innowacji - kapitałowe wsparcie dla przedsiębiorczych". Okazuje się, że zasobny kapitałowo biznes poszukuje na Warmii i Mazurach zupełnie nowych pomysłów i innowacyjności. Z perspektywy Unii Europejskiej jak i Warszawy Olsztyn jawi się jako zasobne w potencjał innowacyjny zagłębie dla gospodarki opartej na wiedzy. Program adresowany jest do ludzi z pomysłami. Do końca 2010 roku można zgłaszać się ze swoimi pomysłami a otrzyma się bezpłatnie profesjonalne wspracie, łącznie z analizami technicznymi i biznesowymi? Z tak wyłonionych pomysłów do dalszego etapu wybranych będzie 100 rokujących sukces przedsięwzięć i otrzymają one wspracie, na początek w wysokosci do 200 tys. euro.

Po co ktoś miałby "pakować" duże pieniądze w cudze biznesy? To nie jest jednak żadna filantropia, to zwykła inwestycja w wynalazki i innowacyjność. Współczesna gospodarka opiera się na innowacyjności i kapitale ludzkim a nie na przemyśle ciężkim. Może tylko dziwić, dlaczego dużego potencjału ludzkiego, swoistej Doliny Krzemowej, ktoś poważny poszukuje w "prowincjonalnym" Olsztynie? Ale to jest poważny biznes z dużymi pięniedzmi - oni wiedzą co czynia. Być może sami się nie doceniami i naszych studentów :).

Dlaczego w kameralnych spotkaniach z nauką zagościła tak biznesowa tematyka? Bo współczesny uniwersytet opiera się na trzech filarach: dydaktyce, badaniach naukowych i... przedsiębiorczości akademickiej czyli komercjalizacji wyników badań.

St.Czachorowski

wtorek, 1 grudnia 2009

Grudniowe spotkania w Kawiarni Moja

W grudniu zapraszamy na czwartkowe spotkania do Kawiarni Moja, ul. Dabrowszczaków 10, godz. 17.00.

3 grudnia (czwartek), Synergia grupowa i fabryka innowacji. Goście specjalni: : Magdalena Ben-Rynkiewicz i Agnieszka Kawka. Spotkanie odbywa się w ramach I Olsztyńskich Dni Przedsiębiorczości Akademickiej (3-5 grudnia 2009).