piątek, 18 kwietnia 2014

Uniwersytet i kawiarnia naukowa

(W kawiarni, której już nie ma.... )

Uniwersytet to przede wszystkim ludzie, to wspólnota uczących i nauczanych. To wspólne dyskusje, poszukiwania, stawianie pytań i szukanie odpowiedzi. Do takiego funkcjonowania uniwersytetu potrzebna jest odpowiednia przestrzeń. I to przestrzeń dobrze funkcjonalnie zaprojektowana.

W zagonionym świecie coraz bardziej korporacyjnego świata zapominamy o rzeczach ważnych. Niezauważenie dawne dobre rozwiązania odchodzą w cień. Przestrzeń uniwersytecka to nie tylko sale wykładowe, sale ćwiczeniowe czy laboratoria. Do wspólnego poszukiwania potrzeba czegoś więcej, nie tylko szkolnej przestrzeni do masowego "wykładania". Ważny jest indywiduallizm i ciągle nowe kontakty. Temu służy na przykład biblioteka. Temu służy przestrzeń publiczna (w tym plaża kortowska z grillującymi studentami - ale to dla nich tania przesrzęń publiczna, dla której nie ma w zasadzie alternatywy), w której spotkania aranżowane są spontanicznie i według rodzących się potrzeb. Zatem uniwersytet to także kawiarnie i wszelka gastronomia, jak i przestrzeń gdzie można się spotykać. Nawet trawnik, nawet murek czy ławki w parku. Najlepiej z zasięgiem bezpłatnego wi-fi...

Zniknęly wspólne college (gdzie profesorowie mieszkali ze studenatmi), a w akademikach mieszka zaledwie kilka procent studentów (kiedyś była to większość). Coraz bardziej więc brakuje wspólnej przestrzeni. Bo nie ważne gdzie studiujesz - ważne kogo spotykasz. A spotkania są łatwiejsze w dobrze zaprojektowanej przestrzeni. To może być biblioteka, to może być laboratorium (jeśli studenci mają do nich dostęp na indywidulane zajęcia i własne poszukiwania badawcze) czy nawet stołówka studencka. A raczej uniwersytecka - bo wtedy można przy jednym stole spotkać i pracownika i studenta. Sporo już z dawnej wspólnoty straciliśmy na rzecz niemalże fabrycznej szkoły. Coraz mniej możliwości, aby pracownik uniwersytecki spotykał się ze studentem. Oczywiście poza kursowymi zajęciami. A i sami pracownicy nie mają za wiele okazji, by się ze sobą spotykać i dyskutować. Jesteśmy jak brojlery w ciasnych klatkach, z nastawieniem na jak największą i jak najszybsza produkcję...

Kawiarnia naukowa, aranżowana w różnych miejscach, jest próbą przywrócenia klimatu uniwersyteckiego. Tego dawnego. Dlatego w ramach kursowych zajęć z autoprezentacji staram się wyjść poza ciasne i sztampowe mury sal dydaktycznych. W różnorodnej formie, także tej wirtualnej.
Jest sporo ładnych miejsc i kawiarni w centrum Olsztyna i na Starówce. Ale są to zbyt drogie miejsca dla studentów, aby tam często i stale bywali. Warto, aby takie miejsca powstawały w miasteczku akademickim, w Kortowie... Ale najważniejsze, aby obudzić chęć i potrzebe wzajemnego spotykania się. Wynikającego z ciekawosci i dialogu a nie urzędowego obowiązku.

Kawiarnia naukowa to nie jakieś konkretne miejsce. To sposób myślenia o wspólnocie uniwersyteckiej, o dociekaniu prawdy. Jest tam, gdzie spotykają się ludzie, zarówno studenci jak i pracownicy oraz ludzie spoza... ale ciakawi świata i rozwiązywanych problemów. Tak rozumiana kawiarnia jest procesem oddolnym a nie odgórnym i centralnie sterowanym. Każdy może organizować spotanie, bez pytania się o pozwolenie, akceptację czy rejestrację.

Zwracam się z prośbą i zaproszeniem o nadsyłanie własnych relacji (czy zapowiedzi) takich spotkań jak również inicjowania dyskusji czysto wirtualnej. Nadsyłajcie swoje teksty, przemyślenia, relacje, pomysły.

Stanisław Czachorowski

środa, 16 kwietnia 2014

O kotach

@ Normalny dzień z prawdziwego posiadacza tego fantastycznego 'zjawiska’, jakim jest kot wygląda mniej więcej codziennie tak samo. Wstajemy budzeni masażem kocich łapek przy akompaniamencie cichego mruczenia, jesteśmy zmuszeni wstać i strzepać siebie tonę sierści zanim nakarmimy to małe stworzenie, kolejne godziny mijają nam na małej wojnie z partyzantem czającym się w rogu pod łóżkiem, czyhającym tylko by wczepić ostre pazurki w nasze łydki, koniec dnia a ty próbujesz wyrwać poduszkę spod kociego ciała, który uparcie twierdzi, że to jego własność. Nie na próżno krąży po świecie taka historyjka: w domu mieszka pies i kot, pierwszy z nich myśli "Człowiek mnie karmi, pozwala mi mieszkać w swoim domu i ja mogę spać w jego łóżku - jest moim bogiem!" Natomiast kota myśli wyglądają tak "Człowiek mnie karmi, pozwalam mu mieszkać w moim domu a na dodatek może spać w moim łóżku - jestem jego bogiem" i taka jest prawda.

@ Kot jest indywidualistą i egocentrykiem, jeśli dość szybko zaakceptujesz ten fakt cała reszta z Jego kocich zalet podbije Twoje serce. Dlatego nie jest zagadką, czemu to właśnie o nich chciałam wam opowiedzieć, przybliżyć wam ciekawostki, które w gruncie rzeczy wydają się rzeczą prostą do pojęcia. Porzuciłam jednak zwykłe plansze i prezentacje, a zamiast tego postanowiłam przygotować konkursowy quiz, głównie stworzony na podstawie obserwacji swojego pupila. Mogliście się przekonać jak tak naprawdę niewiele wiadomo o kotach i jak błędnie interpretuje się ich gesty. Koty mimo chadzania własnymi ścieżkami i przywódczym charakterze są bardzo towarzyskie i jeśli zrozumiemy ich patrzenie na świat mogą stać się fantastycznymi partnerami na całe życie.

@ Koty są bardziej podobne do ludzi i lepiej rozpoznają emocje targające nami niż psy. To jest naukowy fakt, już dawno temu udowodniony przez naukowców. Te mruczące stworzenia zostały udomowione najprawdopodobniej 6 tys. lat temu w Egipcie, gdzie były czczone i posiadały własne zawiłe kulty. Ich dzicy przodkowie nie potrzebowali tworzyć wielkich stad by przetrwać w świecie, zatem charakter indywidualisty zawdzięczają właśnie swoim korzeniom.

@,Dlaczego koty przynoszą nam upolowane myszy? Czy widzą barwy? Skąd wielobarwność sierści w jednym miocie? Czy niebieskookie białe koty są zawsze niewidome? Dlaczego koty zmieszczą się wszędzie? Takie i inne pytania omówiłam wam na swoim wystąpieniu, który mam nadzieję wygłosić jeszcze nie raz w swobodnych rozmowach towarzyskich. Mam nadzieję również, że zaszczepiłam w was cień zamiłowania do kotów a przygotowany quiz tylko pogłębił waszą wiedzę.

Joanna Czerwińska 

Sport to... kontakt z ludźmi

Sport to zdrowie, jak głosi przysłowie. Na pewno coś w tym jest, ale moim zdaniem to nie wszystko. Jakakolwiek forma aktywności fizycznej dostarcza również wiele pozytywnych emocji i doświadczeń. Nie chodzi tu wcale o osiąganie wielkich sukcesów i bicie światowych rekordów. Ważne, aby z każdym razem pokonywać samego siebie. Czy to kilometr więcej biegu, kilka sekund szybsze okrążenie na bieżni stadionu kortowskiego, czy też kolejne kilogramy na siłowni. Chciałbym Was gorąco zachęcić do rozpoczęcia swojej przygody ze sportem. Dla mnie osobiście jest to bardzo ważna część mojego życia i mam nadzieję, że Was również przekonam do tego. Nie należy zrażać się tym, że nie jesteśmy w czymś wystarczająco dobrzy, efekty przyjdą z czasem jeśli będziemy konsekwentni w tym co robimy.

W moim przekonaniu aktywność fizyczna powinna przede wszystkim dostarczać przyjemności, a nie być czymś przykrym i nużącym. Można jeździć na rowerze, biegać, pływać, uprawiać sztuki walki, w dzisiejszych czasach jest tyle różnego rodzaju form, że każdy z nas znajdzie coś dla siebie. Coś co pasuje do naszego profilu zainteresowań i do naszych możliwości. Bo przede wszystkim chodzi o to żeby czerpać radość z tego co się robi. Wiele ćwiczeń możemy robić samemu, nawet w zaciszu własnego mieszkania.

Aktywność fizyczna ma wiele zalet, ja postaram się przybliżyć cztery z nich, moim zdaniem najważniejsze. Są to: lepsze samopoczucie, poprawa zdrowia i kondycji, kontakt z ludźmi, oraz poprawa sylwetki. Jak już wcześniej pisałem sport ma sprawiać przyjemność. Jest to według mnie podstawowa rzecz w całej tej zabawie. Nie róbmy czegoś co nie dostarcza satysfakcji, czegoś co nas zniechęca. Jest w czym wybierać i warto to robić. Drugą zaletą jest poprawa zdrowia i kondycji. W tym wypadku nie trzeba się chyba rozwodzić. Nasz organizm adoptuje się do wysiłku i dzięki temu jesteśmy lepsi w tym co robimy. Daje nam to możliwość ciągłego poprawiania się, poczucia rozwoju i płynącego z tego dowartościowania. Stan zdrowia również ulega poprawie, dzięki czemu lepiej znosimy stres. Według mnie nic nie wpływa tak dobrze na odstresowanie jak bieg czy jazda na rowerze. Jesteśmy tylko my i postawiony sobie cel, a reszta schodzi na drugi plan.

Kolejną zaletą jest kontakt z ludźmi. Moim zdaniem tą kwestę często się pomija. Zauważmy, że praktycznie każdy sport można uprawiać z drugą osobą. Może to być kolejny pomysł na efektywne i przyjemne spędzenie czasu, lub też nawiązanie nowych znajomości chociażby na organizowanych różnego rodzaju amatorskich wydarzeniach, czy też na siłowniach lub w klubach fitness. Ostatnią kwestią którą poruszę jest poprawa sylwetki. Celowo wymieniłem ją jako ostatnią, bo w moim odczuciu jest to ostatnia z zalet. Owszem, często jest to pierwszy czynnik który skłania nas do rozpoczęcia aktywności fizycznej, ale prócz poprawy sylwetki zyskamy o wiele więcej cennych doświadczeń, to taki jakby czubek góry lodowej. Ważne, aby poprawa sylwetki nie stała się nadrzędnym celem, bo to przyjdzie z czasem, wystarczy tylko samozaparcie i konsekwencja.

Mam nadzieję, że przekonałem osoby niećwiczące do tego, aby zaczęły uprawiać jakiś sport. Wierzę, że może się to stać Waszą życiową pasją i dostarczy wielu miłych chwil. Tym zaś którzy aktywnie idą przez życie, życzę jak najlepszych osiągów i ciągłego poprawiania swoich dotychczasowych dokonań, a także jak największej satysfakcji z tego co robią.

Hubert Buchowski
student 3. roku biotechnologii

sobota, 12 kwietnia 2014

Rośliny jako alternatywa dla produkcji biofarmaceutyków

Rośliny w medycynie obecne były od dawna, jednak od jakiegoś czasu przeżywają one swoją „drugą młodość”. Wraz z rozwojem technik inżynierii genetycznej dostrzeżono możliwość produkowania przez rośliny funkcjonalnych białek rekombinantowych na szeroką skalę. Odkrycie nowego zastosowania roślin jest obiecującą alternatywą w medycynie i przemyśle. Być może wkrótce zapomnimy o ograniczeniach, które narzucały nam metody wykorzystujące mikroorganizmy, drożdże, czy hodowle komórek ssaczych.

Dotychczas otrzymywanie przeciwciał i innych białek zachodziło w bakteriach, drożdżach i komórkach ssaczych. Jednak każdy użyty system związany jest z pewnymi ograniczeniami nie pozwalającymi na zadowalającą efektywność. Bakterie mogą zanieczyszczać białka wytwarzanymi endotoksynami. Z mikroorganizmami związane są też trudności w oczyszczaniu końcowego produktu. Drożdże w odróżnieniu od bakterii mają zdolność obróbki potranslacyjnej, która zwiększa szansę na otrzymanie aktywnego białka. Niestety, proces ten przebiega nieco odmiennie niż ten zachodzący w komórkach ssaczych, co może skutkować brakiem aktywności otrzymanego produktu. Z kolei hodowla tkanek ssaczych jest dobrą metodą, jeżeli chodzi o wytwarzanie funkcjonalnych białek, ale często wiąże się to z wątpliwościami wynikającymi z natury etycznej. Dodatkowo istnieje duże ryzyko zanieczyszczeniami, a sama produkcja jest kosztowna ze względu na drogi, specjalistyczny sprzęt.

Postęp technologii jest jednym z głównych motorów napędowych poszukiwania nowych rozwiązań oraz eliminacji istniejących problemów. To skierowało zainteresowanie badaczy na rośliny jako miejsce ekspresji dla określonych białek. Po raz pierwszy o roślinach w tym kontekście zrobiło się głośno w 1989 roku, kiedy badacze (Hiatt i współautorzy) udowodnili, że w tytoniu może zachodzić ekspresja i produkcja funkcjonalnych, aktywnych biologicznie przeciwciał. Kolejne lata spowodowały wzrost zainteresowania wykorzystaniem ich w medycynie, diagnostyce i przemyśle.

Zalety roślin wykorzystywanych do produkcji przeciwciał i nie tylko
Atrakcyjność roślin jako „biofabryk” polega na wyeliminowaniu dotychczasowych problemów związanych z produkcją białek. Przede wszystkim głównym „argumentem za” są względy ekonomiczne. Umożliwia to produkcję biofarmaceutyków na szeroką skalę i –co najważniejsze – w atrakcyjnej cenie. Jest to istotne ze względu na ogromne zapotrzebowanie na tego typu produkty. Potwierdza to przykład ludzkiej albuminy osocza (HSA), której roczne zapotrzebowanie wynosi aż 550 ton, a koszty wyodrębnienia jej z ludzkiej krwi są bardzo wysokie. Kolejną zaletą jest bezpieczeństwo wytwarzania funkcjonalnych białek rekombinantowych. Zminimalizowane jest ryzyko zanieczyszczenia pożądanego produktu patogenami wirusowymi człowieka, drobnoustrojami chorobotwórczymi czy toksynami bakteryjnymi, zagrażającymi zdrowiu lub życiu ludzi, którym to białko zostałoby podane. Np. izolacja albuminy z osocza może nieść ryzyko zakażenia wirusowego, więc alternatywna metoda wykorzystująca rośliny jest strzałem w dziesiątkę. Istotny jest też fakt, że w roślinach zachodzi obróbka potranslacyjna w sposób bardzo zbliżony do organizmu ssaczego, co determinuje stworzenie w pełni aktywnego biologicznie białka w znacznych ilościach. Nie bez znaczenia jest też fakt, że rośliny nie jest trudno genetycznie modyfikować w celu otrzymania pożadanych przeciwciał, czy też innych białek. Wykorzystanie roślin nie wzbudza także negatywnych emocji, co jest związane z zapewnionym bezpieczeństwem stosowania farmaceutyków i niewątpliwą przewagą nad innymi, dotychczas stosowanymi metodami.
 Tylko zalety? 
Trangeniczne rośliny to z pewnością pewne i obiecujące źródło funkcjonalnych biofarmaceutyków. Jednak należy zastanowić się nad ewentualnymi wadami ich wykorzystywania. Przede wszystkim manipulacje genetyczne w roślinach nie od razu dadzą nam pożadane produkty. Aby zapewnić efektywność i bezpieczeństwo, należy doprowadzić, by linia transgenicznych roślin wykazywała stałą ekspresję określonego genu, co może trwać nawet kilkanaście lat. Wciąż prowadzone są badania związane z procesami oczyszczania rekombinowanych białek, co stanowi istotny problem, gdyż otrzymane produkty białkowe muszą podlegać standardom, które pozwolą dopuścić je do użytku.

Jeżeli przeciwstawimy sobie wady i zalety wykorzystywania roślin w produkcji przeciwciał, szczepionek i innch białek, niewątpliwie można dostrzec przewagę korzyści nad wadami. Choć metoda ta nie jest jeszcze spopularyzowana i pozostaje w fazie badań, nie ulega wątpliwości, że za jakiś czas to transgeniczne rośliny będą grały pierwsze skrzypce w produkcji pożądanych białek.

Martyna Kuligowska
Studentka biotechnologii

czwartek, 10 kwietnia 2014

Fantastyczne rodzicielstwo

(Fot. S. Czachorowski)
Wszyscy pamiętamy, jak rodzinnie spędzaliśmy czas z rodzicami przy jednym stole, rzucając kostką do gry oraz przesuwając pionki do przodu o wyrzuconą liczbę oczek, grając na przykład w Chińczyka. Dostarczało to nam wiele zabawy, mogliśmy w ten sposób wspólnie z rodzicami spędzać czas. Ja zostałem wychowany właśnie w ten sposób, nie w pośpiechu.

Dzisiejsi rodzice gonią za karierą, pieniędzmi, może nawet sławą, ale większość z nich zapomina jak ważne dla ich dzieci jest czas spędzony z nimi. Często dla „świętego spokoju” włącza się dziecku telewizję, lub komputer, żeby się czymś zajęło. Nie o to chodzi w rodzicielstwie. Wielu rodziców nawet jeśli ma czas dla swojego dziecka, to nie wie jak go wykorzystać. Stąd chciałbym przedstawić kilka aspektów, które moim zdaniem pozwolą wspólnie spędzić czas z waszymi pociechami, jednocześnie ucząc ich czegoś.

(fot. Kamil Downar)
Zastanawia mnie jedno. Kiedyś tak znane, lubiane gry planszowe. Popularne w wielu rodzinach, pozwalające poznawać swoje pociechy, wspólnie z nimi spędzać czas na zabawie, śmiechu, radości. Dlaczego dzisiaj już nikt o nich nie pamięta. Warto zauważyć, że to już nie jest tylko chińczyk, grzybobranie, czy warcaby. Dzisiaj gry planszowe oferują nam o wiele więcej. Przede wszystkim dzisiaj to nie są bezmyślne gry w których chodzi o to żeby nasz pionek był jak najdalej po rzucie sześciościenną kością. Gama rodzajów rozgrywek, dzisiaj jest o wiele, wiele większa. Producenci branży gier planszowych starają się unowocześniać, modernizować i dawać coraz więcej wspaniałych pomysłów na grę. Dzisiaj możemy wybrać pomiędzy zwiedzaniem krain, zbieraniu przedmiotów i zaklęć magicznych walcząc ze smokami, oraz innym fantastycznymi istotami, a na przykład budowaniu osady, zbierając surowce na budowę dróg i miast. Chciałbym zauważyć, że takie rozgrywki potrafią wiele nauczyć, na przykład gospodarności, planowania przestrzennego, czy taktyki. Zastanawiacie się pewnie „czy moje 4 letnie dziecko będzie w stanie nauczyć się grać” otóż jak najbardziej.

Gry planszowe oferują nam rozgrywki dla graczy w różnym wieku, z bardzo przejrzyście opisanymi zasadami gry. Wystarczy trochę czasu, i podłoga w salonie, aby świetnie spędzać czas ze swoimi pociechami. Kolejnym ciekawym aspektem fantastyki, którego prawie nikt nie zna, a pozwala dostarczyć wiele godzin świetnej zabawy, ukierunkowanej do rodziców młodocianych panien i kawalerów, którzy uwielbiają książki ze smokami, minotaurami i mantikorami jest rozgrywka tak zwanego fantasy role play, czyli opowieści w której gracze odpowiadają za przebieg wydarzeń, rozwój swojej postaci, oraz stosunki z innymi graczami wcielając się w szanujących naturę elfów, walecznych krasnoludów, czy przebiegłe niziołki. Pozwala to zainteresować młodych w literaturze fantastycznej, i zachęcić do czytania książek nie tylko lekturowych, sam zaczynałem od Hobbita w szkole podstawowej a na dzień dzisiejszy w moim pokoju znajduje się biblioteczka zawierająca kilkadzieścia pozycji fantasy. Rozgrywki fantasy role play pozwalają na rozwijanie wielu umiejętności takich jak negocjacje, uzyskiwanie informacji, planowanie, kreatywne myślenie i wiele wiele innych.

Najciekawsze jest to, że żeby zacząć grać i poznawać świat w uniwersum na przykład Warhammer fantasy role play potrzebny jest tylko wolny czas i chęci. To nic nie kosztuje. Materiały potrzebne aby zacząć są szeroko dostępne w sieci. Dla niektórych wygląd takiej rozgrywki może wydawać się niewiarygodny, mianowicie kilku ludzi siedzi naprzeciwko siebie i opowiadają co robią, gdzie idą i wcielają się w różne postaci, odgrywając ich rolę.

(fot. Kamil Downar)
Gatunek Fantasy role play doskonale rozwija wyobraźnię, interakcję z rówieśnikami, oraz umiejętność podejmowania często trudnych decyzji. Dla miłośników modeli, oraz figurek doskonale wykonanych orków, zwierzoludzi, różnego rodzaju bestii, oraz elfów i nie tylko, gotowych do ręcznego malowania, mogę zachęcić do poznania taktycznych figurkowych gier bitewnych. Mało osób wie o tym, ze prekursorem właśnie tego rodzaju rozgrywek, były powszechnie znane „żołnierzyki”, lecz nie zostały do nich spisane zasady a i tak dostarczały wiele godzin dobrej zabawy szczególnie dzieciom. Przykładowa rozgrywka właśnie tego typu to np. Warhammer 40.00 posiadająca niezwykłe modele, bardzo duży wachlarz możliwości wyboru nacji, w której będziemy kompletować naszą armię. Przy tej grze można spędzić wiele godzin ze swoimi pociechami na obmyślaniu taktyki, malowaniu figurek, oraz zdrowej rywalizacji. Szczerze zachęcam do szukania nowych rozrywek, oraz spędzania wolnego czasu z rodziną na wzmacnianiu więzi ze swoimi dziećmi, rozwijając ich zainteresowania, osobowość oraz kreatywne myślenie i wyobraźnię.

Sposoby spędzania wieczorów z pociechami, które przedstawiłem są oczywiście moją sugestią, która moim zdaniem jest czymś nowym, co pozwoli Wam się do siebie zbliżyć, i spędzić ze sobą wiele niezapomnianych godzin.

Kamil Downar
student biotechnologii
(fot. Kamil Downar)

środa, 9 kwietnia 2014

Rośliny doniczkowe i biblioteka kulturalna

(Foto: czasnawnetrze.pl)

Rośliny doniczkowe, chociaż stanowią jedną z cenniejszych ozdób wystroju domu czy mieszkania, mają dodatkowe, korzystne właściwości. Woń kwiatów koi nerwy i poprawia nastrój, dlatego tak chętnie otaczamy się pachnącymi roślinami. Wiele spośród popularnych roślin doniczkowych zawiera jednak toksyczne substancje. Wśród nich znajdują się m.in. fiołek alpejski, bluszcz i difenbachia. Więcej o pozytywnie i negatywnie wpływających na organizm człowieka ROŚLINACH DONICZKOWYCH, dowiesz się na czwartkowym spotkaniu Biblioteki Kulturalnej.

Zapraszamy na wykład inż Joanny Bastek, reprezentującej Koło Naukowe Florystów, działające na Wydziale Kształtowania Środowiska i Rolnictwa naszego Uniwersytetu.

Zapraszamy: czwartek (10.04), godz: 13:30, sala 116, Biblioteka Uniwersytecka UWM w Olsztynie

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Czy da się stworzyć plastik z powietrza?

Tytułowe pytanie brzmi zgoła paradoksalnie, jak niby z powietrza, którego na pozór nie możemy dotknąć można stworzyć twardy plastik? Jedna wystarczy przyjrzeć się temu z nieco bliższej perspektywy. Plastiki, czyli tworzywa sztuczne w głównej mierze składają się z węgla i wodoru, a tych pierwiastków mamy właśnie pod dostatkiem w powietrzu. Na przykład stężenia dwutlenku węgla, jednego z najczęściej i najliczniej występujących gazów śladowych w atmosferze, oszacowano w 2011 r. na około 391 ppm, czyli 0,0391% (wskaźnik EEA dotyczący stężeń gazów atmosferycznych). Wydaje się mało, ale w zupełności wystarczy. Nasuwa się jednak od razu kolejne pytanie, a właściwie dwa kolejne pytania. Po pierwsze jak z dwutlenku węgla (CO2) wyprodukować plastik, a po drugie, skoro jest to możliwe czemu nikt o tym nie mówi?

No cóż, przychodzi mi na myśl tylko jedno stare przysłowie: „Jeśli nie wiadomo, o co chodzi to chodzi o pieniądze ”. Nie doszukujcie się jednak tu żadnego spisku ekonomicznego, bo nie o to chodzi. Produkcja tak zwanego bioplastiku z powierza jest jeszcze zwyczajnie za droga. Pozostaje jednak jeszcze jedna kwestia, do której właśnie zmierzam, jak stworzyć plastik z powietrza?

Skoro wiemy już, że potrzebujemy do tego CO2, to wystarczy się szybko zastanowić, czy istnieje na ziemi jakiś organizm który jest w stanie wyłapywać ten gaz z powietrza i wykorzystywać go dla swoich potrzeb? Mogę się założyć, że pierwsze, o czym pomyśleliście to rośliny i wcale się nie pomyliliście. Obecnie jesteśmy w stanie tak zmodyfikować rośliny, aby produkowały dla nas właśnie bioplastik. Przykładem może być tu rzodkiewnik pospolity (Arabidopsis thaliana), nad którym obecnie prowadzi się badania w tym kierunku.

Niemniej jednak nie tylko rośliny potrafią tworzyć bioplastiki. Istnej pewna grupa bakterii, którą możemy znaleźć praktycznie wszędzie, w wodzie, glebie i powietrzu. Bakterie te posiadają niespotykaną wśród mikroorganizmów zdolność do fotosyntezy, czyli wykorzystują dwutlenek węgla z atmosfery oraz energię słoneczną do syntezy potrzebnych im do życia związków. Są to Cyjnobakterie, które jak możecie się spodziewać produkują także bioplastiki. Niestety nie każda bakteria może to robić, a co więcej nie jest to jeszcze zbyt wydajny proces. Obecnie jedynie u Spirulina platensis wykazano zdolność do syntezy bioplastiku, ale jak wspomniałem w porównaniu do innych bakterii, które są do tego zdolne proces biosyntezy bioplastiku jest mało wydajny. Uzyskano jedynie 10wt% suchej masy komórkowej, a dodając do tego koszty produkcji i izolacji, cena biopolimeru wzrasta diametralnie, mimo, iż surowiec do produkcji plastiku, który z reguły stanowiący znaczną część końcowej ceny bioplastiku jest tutaj darmowy (czytaj więcej http://www.ecobiomaterial.com/gallery/full-width/cyanobacteria/) .

Produkcja bioplastiku nie jest więc nie możliwa, wręcz przeciwnie. Istniej nawet możliwość, iż w niedalekiej przyszłości to mikroorganizmy jak cyjnobakterie będą produkować biodegradowale plastiki, o których więcej możecie przeczytać tu (http://biologiaolsztyn.blogspot.com/2013/10/biopolimery-ratunek-dla-swiata-czy.html) .

Robert Kiewisz 
(student biotechnologii)