
Nie ma ani kawiarni, ani parku, ani ładnego skweru z ławkami pośród zieleni. Nie ma przyjaznej przestrzeni publicznej do spotkań i dyskusji... Z dużą więc radością powitałem bookcrossingową inicjatywę. Na początku były prawie same "harlekiny". Ale z czasem i te poznikały. Sam już kilkakrotnie zanosiłem książki z domowej biblioteczki. Moje "uwolnione" pozycje też szybko znikają. Ale widzę zupełnie inne, nowe książki. To znaczy, że i inni przynoszą. A dzisiaj widziałem przykucniętą kobietę, zmęczoną życiem i pracą, z książka w ręku. Po okładce poznałem, że to jedna z "moich" popularnonaukowych pozycji. Wcześniej spotkałem babcię z wnuczką jak przeglądały zgromadzone na półce książki.
Potrzebujemy spotkań i rozmów. Wymieniając się w ten sposób swoimi książkami, prowadzimy specyficzną dyskusję. Bo w jakimś sensie odsłaniamy swoje zainteresowania i zachęcając do przeczytania prowokujemy do dyskusji, rozproszonej, osobistej, dyskretnej. Pierwsze nieśmiałe kroki, aby się spotkać. Może za jakiś czas ktoś zorganizuje jakiś swaping, niekoniecznie książkowy. Może pojawi się ławeczka z szachownicą. Może uda się zbudować przestrzeń do spotkań i kameralnych dyskusji. Także i o nauce oraz z naukowcami. Bo takich na naszym osiedlu nie brakuje.
St. Czachorowski
Czasem zostawiam książki na "bookcrossingowym" parapecie w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej. Szybko znikają :)
OdpowiedzUsuń