Formuła kameralnych spotkań z nauką i naukowcami w olsztyńskiej kawiarni naukowej zakłada życzliwe otwarcie się na dyskusje i różnorodne opinie. Organizujemy spotkania w kawiarni i dyskusję internetową na blogu z ciekawości na innych a nie z chęci arbitralnego pouczania i komunikowania. W dialogu uczymy się sami, w dialogu dojrzewają nasze myśli.
Tyle tytułem wstępu i usprawiedliwiającego wyjaśnienia. Teraz pora na polemikę i zdanie odrębne w stosunku do głosu p. Henryka Zajdla (Czy zawsze wiemy o czym chcemy dyskutować). Czasem wiemy o czym chcemy deliberować, bo temat spotkania jest określony, czasem nie wiemy - bo chcemy się po prostu spotkać i nieskrępowanie poszukiwać. Owszem, jest pewien dystans między środowiskiem naukowców a dziennikarzami i są wzajemne nieporozumienia (o czym pisaliśmy wielokrotnie i dlatego organizujemy spotkania, aby te rowy nieporozumień zasypywać), ale daleki jestem od dzielenia na "dobrych i mądrych" naukowców i "złych oraz głupich" dziennikarzy (czy polityków).
Nieporozumienia w części biorą się z niedostrzegania różnicy stylów wypowiedzi. Wystarczy zerknąć do podręczników akademickich, aby zauważyć, że całość piśmiennictwa dzieli się na różne gatunki: literaturę piękną, literaturę naukową, literaturę popularnonaukową, dziennikarstwo i piśmiennictwo użytkowe. To są style wynikające z funkcji. W literaturze pięknej na przykład nacisk położony jest na estetykę języka, w literaturze naukowej - na precyzję i jednoznaczność (kosztem przejrzystości i komunikatywności). Dziennikarstwo jest w wielu aspektach zbliżone do literatury naukowej, bo ma za zadanie obiektywne opisywanie rzeczywistości. Niemniej różnice w formie wypowiedzi i stylu pracy pozostają. Nie można ich nie dostrzegać. Tak jak trudności w porozumieniu się między Polakiem a Czechem - czeski nas śmieszy, polski u Czechów wypada wulgarnie. Wystarczy jednak zauważyć, że mówimy podobnymi ale różnymi językami i wykorzystanie tłumacza, aby nieporozumienia zniknęły. Owa śmieszność czy wulgarność wynika z odmienności języka a nie charakteru tej czy innej nacji. Podobnie z gatunkami literackimi - są pozornie podobne, a przecież różne. Bez kulturowego translatora łatwo o nieporozumienie i fałszywe osądy.
Krytykowany przez p. Henryka Peter Watts... jest naukowcem z krwi i kości! Przy okazji jest także felietonistą i pisarzem SF. Jest więc zarazem tym "dobrym" naukowcem i tym "złym" felietonistą ("i jemu podobnymi"). W pełni podzielam opinię Petera Wattsa, że naukowcy w swoim szkoleniu zawodowym oduczani są przejrzystego i klarownego pisania. Polecam sięgnąć do felietonów Wattsa, aby dokładniej zapoznać się z jego trafną argumentacją. Ze swojej strony zaznaczyłem jedynie, że ta różnica w pisaniu wynika z kształcenia do zupełnie innego stylu pisarskiego.
Nie dzieliłbym także naukowców na tych dobrych i złych. Bardziej skupiałbym się na miejscu wypowiedzi i funkcji danego gatunku literackiego. Udana współpraca naukowców z dziennikarzami możliwa jest wtedy, gdy obie strony zdają sobie sprawę z odmienności stylów i potrafią empatycznie wczuć się w położenie drugiej strony. Naukowcy nie boją się tyle dziennikarzy co reakcji własnego środowiska.
Owszem, w swojej wieloletniej praktyce spotykałem także dziennikarzy traktujących swojego rozmówcę-naukowca bardzo instrumentalnie, jako ozdobną paprotkę. Ale jest to przywara ogólnoludzka, nieobca i naukowcom. Spotykałem i spotykam także wielu rzetelnych i znakomitych dziennikarzy. Z tymi na pewno warto współpracować, bo razem można osiągnąć znacznie więcej, uzupełniać się i dopełniać.
Parafrazując słowa Pawlaka z "Samych swoich": ludzie nie dzielą się na naukowców i dziennikarzy, nauczycieli czy polityków, ale po prostu na mądrych i głupich, na życzliwych i otwartych oraz na agresywnie zamkniętych i zarozumiałych, na empatycznie dostrzegających innych i na pouczających bezdyskusyjnie. I na dodatek ludzie zmieniają się, nawet jeśli popełniają błędy. Piętnujmy więc błędy a nie ludzi.
A letnią i wakacyjną porą zachęcamy do otwartych na ludzi podróży i dyskusji na blogu. Internet nie zastąpi co prawda kameralnych spotkań twarzą w twarz, ale może je uzupełniać i dopełniać. Jesienią, wraz z nowym rokiem akademickim, znowu zasiądziemy przy kawiarnianym stoliku. Czasem z pomysłem i sprecyzowaniem tematem spotkania, czasem pozwolimy popłynąć inspiracji i kreatywnemu ucieraniu się poglądów. Bo ciekawi jesteśmy świata i ciekawi opinii i zainteresowań innych. Bez względu kim są z zawodu. W poznawaniu i odkrywaniu świata wszyscy po części jesteśmy naukowcami.
Stanisław Czachorowski
Olsztyńska kawiarnia naukowa Klubu Profesorów Collegium Copernicanum - wirtualne uzupełnienie spotkań na olsztyńskiej Starówce i wypraw terenowych. Kameralne spotkania z nauką i naukowcami, w Olsztynie oraz w innych miejscach Warmii i Mazur. Jest także przedłużeniem spotkań wirtualnych Teamsatorium UWM.
Chciałabym się odnieść do istoty konfliktu, mianowicie funkcji wypowiedzi. Czy nie jest tak, że dziennikarz w wielu przypadkach stanowi pomost między światem nauki i polityki, a światem „przeciętnego” człowieka? Wydaje mi się, że jest pewnego rodzaju tłumaczem z języka naukowego „ na nasz”. Dzięki czemu wytwory nauki zyskują znacznie szersze grono odbiorców.
OdpowiedzUsuńMyślę, że właśnie dziennikarze są (mogą, powinni być) właśnie takimi pośrednikami-tłumaczami. Ale do tego potrzebna jest dobra współpraca.... i wzajemne zrozumienie. Współpraca wedle strategii wygrana-wygrana (win-win).
OdpowiedzUsuńRolą dziennikarza jest pytać i dociekać prawdy, nawet jeśli jest to niekorzystne dla którejś strony. Jednak, zauważalny jest trend gdzie dziennikarstwo sprowadza się do rzemiosła, a przecież ideą wolnych mediów powinna być sztuka kreatywnego przekazywania informacji.(mam tu na myśli łączenie faktów, wyciąganie wniosków, a nie jedynie odtwarzanie)
OdpowiedzUsuń