Klub pracowników Baccalarium, po remoncie i zmianie koncepcji, wydaje się znakomitym miejscem na spotkania olsztyńskiej kawiarni naukowej. Zachęcające jest wnętrze jak i godziny otwarcia (12.00-20.00). Wstępnie zaplanowanych jest sporo stałych wydarzeń. Ale na razie dominują tradycyjnie rozumiane kulturalne „eventy”. Wyraźnie brakuje jeszcze salonowej nauki, czyli trzeciej kultury.
Program kształtują stali bywalcy. Dlatego na wstępie warto zasygnalizować takie potrzeby jak kawiarnia naukowa. Nie zamiast ale obok dotychczasowych propozycji.
W ramowym, wstępnym programie pracy Klubu Baccalarium znalazły się warsztaty fotograficzne, ambitne kinowe pokazy, koncerty kameralne, warsztaty pisania ikon, spotkania emerytowanych pracowników, odczyty i prelekcje, konkursy i przeglądy twórczości amatorskiej itd. Klub jest otwarty na pomysły pracowników. Dlatego i ja ośmielam się publicznie wyartykułować. Emerytowani pracownicy są dużym skarbem – maja ogromną wiedzę i doświadczenie. Nie warto tej wiedzy zamykać w szafie. Po drugie na uniwersytecie jest ewidentny deficyt estetycznych i wygodnych miejsc na interdyscyplinarne spotkania kameralne i dyskusje. Uniwersytet powinien kipieć intelektualnym fermentem. Powinien zwabiać ludzi z miasta, pragnących w tym „fermencie” uczestniczyć. Kulturalne spędzenie czasu w doborowym towarzystwie to nie tylko kawa, herbata, muzyka i szachy.
Nauka jest elementem kultury o czym na co dzień zapominamy. Nauki ścisłe i przyrodnicze zostały zepchnięte na margines kultury popularnej a nawet kultury oficjalnej i tak zwanej wysokiej. Zostały niejako wypchnięte z życia publicznego i zamknięte w swoim specjalistycznym getcie. Nie rzadko humanista z samozadowoleniem podkreśla, że nie zna się na fizyce, matematyce czy biotechnologii. Nieznajomość podstawowych praw naukowych podkreślana bywa z dumą – przecież jestem humanistą! Mi to nie jest potrzebne. Czyżby? Czy można zrozumieć świat wokół nas i samą kulturę bez nawet elementarnej wiedzy przyrodniczej? Znacznie rzadziej można usłyszeć głos scjentysty (przyrodnika), że nie chodzi do teatru, filharmonii czy nie czyta literatury pięknej. Nawet jak nie czyta i nie ogląda, to raczej uznaje to za rzecz wstydliwą i się z tym nie obnosi.
Teraz przyszła „zemsta” ludzi drugiej kategorii w kulturze (życiu kulturalnym, publicznym). Przyrodnicy nie rozumieją humanistyki więc ją eliminują jako nierynkową, zbędną w edukacji zawodowej na poziomie wyższym. Nieporozumienia między przyrodnikami i humanistami biorą się z niezrozumienia i wzajemnego wyizolowania. Najwyższa pora spotykać się i dyskutować, by się wzajemnie zrozumieć i poznać. Po co jest filozofia człowiekowi a po co fizyka i biologia?
Nauki przyrodnicze są częścią kultury, także tej popularnej. Widać to nawet w mediach, tabloidach, internecie. I widać dużo niezrozumienia, pomyłek i elementarnego barku wykształcenia w tym zakresie. Nagminnie, nie tylko dziennikarze ale i akademiccy humaniści, zapisują nazwę gatunkową człowieka jako „homo sapiens” zamiast „Homo sapiens”, i to nawet w książkach wydawanych przez wydawnictwa naukowe. To tylko ilustracja i symboliczny przykład. I idę o zakład, że wielu czytelników nie wie o co mi chodzi, bo co za różnica w tym zapisie? A co za różnica między lud i lód?
Wiek XIX i początek XX były okresem dominacji fizyki. Obecnie mamy wiek biologii. Bo to te nauki wnoszą ogromy inspirujący i prowokacyjny wkład najpierw w filozofię, potem w dyskusje życia codziennego (albo na odwrót). Przykładem niech będą różnorodne spory o ewolucję, wpływ genów na nasze życie czy GMO (organizmy modyfikowane genetycznie). Obecność nauk biologicznych w ostatnich dziesięcioleciach widoczna jest w przestrzeni publicznej bardzo wyraźnie. Niezaprzeczalnie wpływa na naszą kulturę, także tę tradycyjnie rozumianą jak film, teatr, literatura, sztuki plastyczne.
Obecność nauki w przestrzeni publicznej to także szkolna dydaktyka czy popularyzacja wiedzy. Prosty język nie oznacza banalnych i nieważnych tematów. Warto uświadamiać sobie różnice w języku. Nauki ścisłe kładą nacisk na precyzję wypowiedzi (stad czasami publikacje naukowe wydają się nudne). Humanistyka kładzie nacisk na estetykę języka (wtedy czasem precyzja wypowiedzi jest zatracana). Warto uświadomić sobie te różnice – wtedy łatwiej o zrozumienie i wzajemną inspirację i przenikanie. I zrozumieć, że takie same słowa co innego znaczą w humanistyce i naukach przyrodniczych.
Gdzie rozmawiać głośno o kulturze? Humaniści sobie, przyrodnicy sobie, w izolowanych kręgach? To bezproduktywne. Pogrzebne są spotkania interdyscyplinarne, by wzajemnie się od siebie uczyć (a najpierw słuchać). Przykładem nowych form jest kawiarnia naukowa, zyskująca coraz większą popularność także i w Olsztynie.
Trzecia kultura, która podobno narodziła się w Ameryce w drugiej połowie XX w., według Johna Brockmana to uczeni i myśliciele badający empirycznie świat. Czyli przedstawiciele nauk przyrodniczych. To naukowcy, którzy dzięki swym pracom i pisarstwu przejmują rolę tradycyjnej „humanistycznej” elity intelektualnej w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania od zawsze nurtujące ludzkość: czym jest życie, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy jaki jest sens istnienia. Zaskakujące jest również to, że często prowadzą dialog z mistycyzmem i religią.
Trzecia kultura to swoiste wyjście ludzi uniwersytetów na „ulicę” i bezpośredni dialog ze społeczeństwem. To opowiadanie o tym, co dzieje się w laboratoriach fizyków, chemików, matematyków, biologów, biotechnologów. Wychodzenie poprzez spotkania w kawiarni naukowej, książki popularnonaukowe, blogi, wypowiedzi w mediach popularnych. W kulturze codziennej.
W potocznej kulturze zbyt dużo nagromadziło się wyeksploatowanych faktów, dawno już odkrytych, dawnych przemyśleń i konstatacji. Wielu humanistów bezproduktywnie to przetwarza i nie jest to atrakcyjne ani zrozumiałe dla przeciętnego odbiorcy. Zbyt „przetrawiona” kultura potrzebuje nowości, bo wiele intelektualnych „elit” skupiona jest wyłącznie na sobie i na tworzeniu komentarzy do komentarzy czy na krytyce krytyki itd. Można odnieść wrażenie, że wielu humanistom urwał się już kontakt z rzeczywistością, że mówią sami do siebie.
W potocznej kulturze, poszukującej odpowiedzi na najistotniejsze pytania człowieka, wykluczono takie postaci jak Einstein, Bohr, Heisenberg, Feynman, Hubble, Darwin, Margulis, Dawkins. Długie lata oczekiwano, że to humaniści staną się pośrednikami między naukami przyrodniczymi a społecznością. Że przełożą zawiły ale precyzyjny język na piękne i proste słowa, dobrze zrozumiałe dla mas. Uczeni tworzący tak zwaną trzecią kulturę sami chwycili za pióra i językiem prostym objaśniają najbardziej zawiłe aspekty rzeczywistości, bezpośrednio opowiadając o swoich przemyśleniach, wątpliwościach, teoriach i odkryciach. W ten sposób liczne elementy nauki trafiają coraz szerszym nurtem do ogólnej kultury. Bo nauka jest źródłem nowości, niezmiernie ożywczej dla kultury w szerokim sensie.
Jeszcze do niedawna komunikowanie o odkryciach nauki powierzano tak zwanym popularyzatorom, najczęściej dziennikarzom lub osobom spoza głównego nurtu uniwersyteckiego. Bo popularyzacja wydawała się czymś niegodnym porządnego naukowca-przyrodnika. Codziennie na łamach gazet, tygodników, na antenie radia czy telewizji, pojawiają się tematy dotyczące biologii molekularnej, sztucznej inteligencji, teorii chaosu, teorii wszechświata inflacyjnego, kwarków, fraktali, superstrun, bioróżnorodności, nanotechnologii, bioniki, genomiki, cyberprzestrzeni, hipotezy Gai i setek innych.
Trzecia kultura to naukowcy poszukujący autentycznych praw dotyczących ludzi, ich świadomości, struktury Wszechświata a jednocześnie osobiście uczestniczą w badaniach naukowych. Profesorowie piszą językiem prostym o swoich badaniach nie tylko dla szerokiej publiczności ale także dla naukowców innych specjalności. Przyrodniczy piszą dla humanistów (i odwrotnie). Niestety język prosty nie jest ceniony. Bo mętne wypowiedzi uznawane są za trudne, a więc mądre. W ten sposób robi się karierę. Naukowcy objaśniający w prosty sposób koncepcje naukowe ludziom spoza świata nauki, spoza własnej, wąskiej dyscypliny, często traktowani są pogardliwie przez kolegów „z branży”.
Coraz bardziej widać obecność nauk empirycznych w kulturze nawet naszego miasta. A przecież to zjawisko globalne a nie lokalne. Pewien rodzaj wizji naukowych nie ma szansy na zaistnienie w tradycyjnych publikacjach naukowych czy na specjalistycznych konferencjach. Ale filozofujący naukowcy istnieli od wieków, w znaczący sposób wpływając na kulturę ogólną. A jednym z większych współczesnych problemów jest syntetyzowanie wiedzy.
Olsztyńska kawiarnia naukowa Klubu Profesorów Collegium Copernicanum wyrosła z potrzeby spotykania się naukowców różnych specjalności: humanistów i przyrodników a także artystów. Także z potrzeby spotykania się z tak zwanymi "zwykłymi" ludźmi, bowiem łączy nas ciekawość świata. Konieczność mówienia językiem zrozumiałym dla niespecjalistów pomaga w lepszym formułowaniu myśli.
Liczymy, że poza spotkaniami na olsztyńskiej Starówce zyskamy nowe, przyjazne miejsce w postaci Klubu Baccalarium. A żeby tak się stało, wystarczy odwiedzać to miejsce.
Stanisław Czachorowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.