No bo cóż ciekawego stanie się na spotkaniu w olsztyńskiej kawiarni? Nie ma tłumu (a tłum dobrze w kamerze wygląda), nie ma skandalu, nie ma władzy i celebrytów. O czym więc pisać? Z czego zrobić newsa w ciągu 10-20 minut.... przelotnego pobytu? A ktoby tam miał czas przesiadywać godzinę lub dwie i jak Ryszard Kapuściński próbować słuchać i zrozumieć?
Wielkie media żyją życiem "dworu" i władzy: kto zyskał a kto stracił przychylność tłumu (ach te sondaże) lub przychylność "króla", jaki skandal się wydarzył, jaka plotka się urodziła, kto kogo nienawidzi i kto o kim brzydko powiedział, mocnym słowem sponiewierał. Tam są duże pieniądze, duże budynki, tłumy ludzi. Tu mała dygresja - w Olsztynie chcą też wybudować wielki "światowy" wieżowiec - będzie metropolialnie...
A na prowincji mniej jest wyścigów, mniej rywalizacji. To znaczy są, ale jakieś takie mniejsze, skromniejsze, konopielkowe i wilkowyjskie. Na prowincji są wyrzeźbione miasta lub cittaslowy, a ludzie częściej rozmawiają przez płot a nie przez zestaw głośnomówiący w samochodzie... lub na Facebooku przez "wypasioną" komórkę.
W kawiarnianym i kameralnym zaciszu, niespiesznie poszukujemy sensu. Dlatego ta nasza olsztyńska kawiarnia naukowa jest taka... prowioncjonalna. Ale mimo to spotkać tu można nieprzeciętnych ludzi. Rodzą się pomysły, budowane są sieci kontaktów. Do obecności trzeba dojrzeć i zwolnić. Takich kameralnych spotkań, niezależnych od siebie, jest więcej. Zostają w pamięci uczestniów, bez medialnych śladów w "wielkim świecie".
Ale my na prowincji też mamy internet, i choć lokalnie to jednak uczestniczymy w globalnych zjawiskach, poszukując swojej tożsamości i wyjątkowości. Globalna wioska jest w jakimś sensie mocno prowincjonalna.
Stanisław Czachorowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.