Wielkie tragedie narodowe dobitnie pokazują, że Polacy potrafią współprzeżywać na ulicach, na placach czy skwerach. Te często tragiczne zdarzenia pokazują, że chcemy być razem ze sobą w niebanalny sposób, kontemplować, razem poszukiwać głębokiego sensu życia. W przestrzeni publicznej, na ulicach, w lesie i na plaży chcemy czegoś więcej niż festiwalowe disco-polo, grill i plastikowe śmieci wokół. Kłopot tylko taki, że nie bardzo wiemy jak być ze sobą w przestrzeni publicznej. Pozamykani jesteśmy w blokowiskach, salach wykładowych, a naszą agorę szara rzeczywistość zawłaszcza na parkingi, nasza agora upstrzona jest psimi odchodami i tabliczkami „nie deptać trawników”. Tylko w obliczu dużych przeżyć mamy odwagę spotykać się pod kapliczką, palić znicze na chodniku, dyskutować na placu, być z innymi na skwerze. Wiele miejsc publicznych – jakimi na przykład były stare dworce kolejowe – jest już zdewastowana. Inne – takie jak parki z ławeczkami i estetyczną zielenią – w Olsztynie, mieście ogrodzie, albo nie istnieją, albo jedynie w ograniczonym zakresie. Pozostaje tylko wystawanie pod klatkami schodowymi, bo nawet bram nie za bardzo mamy.
Wcześniej, w kulturze agrarnej (wiejskiej) wspólnym byciem ze sobą w swoistej „przestrzeni publicznej” było darcie pierza, łuskanie fasoli, wspólne prace umożliwiające bycie ze sobą także w warstwie kulturalnej. A jaka teraz mieszczuchy maj okazję na bycie ze sobą? Czy jedyna możliwością są żałoby narodowe lub uliczne bachanalia?
W kulturze miejskiej kiedyś popularna była „uliczna” gra w szachy. Agora, rynek, targowisko to nie tylko miejsce handlu, ale również miejsce spotkania i dyskusji. Zabrane zostało ono nam przez supermarkety i galerie handlowe. Znakomite reportaże Ryszarda Kapuścińskiego z targów afrykańskim dobrze ilustrują, że sensem stawania ze swoim kramikiem jest przede wszystkim spotkanie ludzi, a nie ekonomia. U nas podobnie dzieje się w coraz liczniejszych i niebanalnych piknikach wiejskich, archeologicznych, inscenizacjach historycznych, warsztatach i festiwalach lokalnych.
Chcemy przy kawiarnianym stoliku podyskutować czy razem potrafimy być tylko na Facebooku czy Naszej Klasie? Bo chyba lepiej spotkać się nawet przy butelce „mamrota” niż tkwić w indywidualnej samotności przed telewizorem lub komputerem. My na spotkanie proponujemy kawę i herbatę.
Poprzez dyskusję i udział w święcie ulicznym chcemy współtworzyć przestrzeń publiczną, wspólnotowość z udziałem naukowców, bo Olsztyn jest miastem uniwersyteckim. Chcemy sprawdzić czy i jak można być ze sobą wokół problemów, wspólnego projektu, wspólnego (nawet efemerycznego, okazjonalnego) przedsięwzięcia, nawet happeningu. W kawiarni kameralne spotkania z nauką to takie wspólnotowe bycie razem, tworzenie tożsamości, to filozofia praktyczna. To taka małą próba tworzenia przyjaznej i otwartej przestrzeni publicznej w Olsztynie, intelektualnie ciekawej i wartościowej. To nie mamrot w krzakach. To nasze miasto i my współtworzymy jego klimat. Klimat miasta ogrodu: przyjemnej wspólnej i otwartej przestrzeni, zapraszającej do odwiedzanie i tworzenia. Człowiek jest twórcąże w przestrzeni publicznej.
Spotkania w kawiarni nie umniejszają naszej akademickiej godności i nie są w naszym mniemaniu przekraczaniem profesorskiego progu śmieszności. Nie szata zdobi człowieka, ale człowiek szatę. Nie wnętrze i zewnętrzna celebra dodaje godności uczonemu a jego myśli i dyskusje, które generuje. Podstawowym warsztatem pracy jest głowa (i umysł), a tę naukowiec ma zawsze ze sobą.
St. Czachorowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.